• Welcome to Forum graficzne Burning-Brushes.pl. Please log in or sign up.
 

Historia niedoko?czona i brak motywacji dla jej ko?ca...

Zaczęty przez Bartimeus, Czerwiec 20, 2008, 01:00:42

Poprzedni wątek - Następny wątek
Z g?ry przepraszam za interpunkcj? i dziwn? budow?, lecz napisa?em ten tekst jaki? rok temu, gdy jeszcze my?la?em, ?e tak jest poprawnie :)

~oOo~


Wiecie mo?e , dlaczego ch?op wiecznie ze sob? wid?y nosi? Odpowiedzi na to pytanie szuka?em ca?e swe ?ycie , jednak trudno o jednoznaczn?. Jak si? znajdzie czarownice , trzeba j? jako? oporz?dzi? , ale do tego si? one nie wydaj? - ma?o por?czne , a poza tym praca przede wszystkim , a p??niej przyjemno?ci. St?g siana z pewno?ci? b?dzie narz?dzia potrzebowa? , lecz to te? nie ten pow?d.
Ka?dy prze?ywa kiedy? trudne chwile , a je?li do tego jeszcze popychany jeste? przez swego pana , to jak nie u?y? swych wide? przeciwko niemu? Oczywi?cie , zdarzaj? si? przypadki , ?e jego miejsce zajmowane jest przez ?wie?ego morderc? , jednak tutaj chodzi o kompetencje m?j drogi...
Opowie?? , kt?r? chc? Ci przekaza? jest w?a?nie ubogim cz?ecze , kt?ry r?k? podni?s? na swego pracodawc? i w jego ?yciu swe kontynuowa?. No to teraz nie masz ju? po co dalej czyta? , bo znasz g??wny w?tek , ale czy na pewno ?...

W krainie co wo?ali na ni? Solandria , od s?o?ca , gdy? ka?dy zapomnia? prawdziw? nazw?. Pod??aj?c za histori? cz?eka jednego dowiedzia?em si? o niej , lecz nie radz? jej wam wymawia? , by?cie j?zyka nie po?amali - Chrzaeshcz bshmi f tshcinnie ...

Artiff podni?s? si? spokojnie spogl?daj?c na wsch?d s?o?ca , by? pi?kny , tak samo jak tamtego dnia , kiedy w ?eb dosta? twardym kijem od mi?ego poganiacza. Leniwie opar? si? o drewnian? belk? , przytrzymuj?c? strop stodo?y i ze skwaszon? min? pocz?? wyjmowa? ?d?b?a traw . W d?o? wzi?? swe wid?y (tak , w?a?nie one , morderczy przedmiot zag?ady , kt?ry we w?a?ciwych r?kach mog?y przysporzy? si? do panowania nad ?wiatem.) Wyszed? ze swoistym spokojem na zewn?trz, przez otwarte ju? drzwi i wygra? nagrod? g??wn? , jego przyjaciel z zawodu sta? tam z pa?k? , kt?r? u?y? na jego g?owie. Szukali go chyba wszyscy w gospodarstwie , a to z powody , ?e wie?niak ten za pazuch? klucz do g??wnego spichlerze chowa? . Gdy Artiff otworzy? oczy , ujrza? komnat? nie pasuj?c? do jego wspania?ej codzienno?ci. Tak , z pewno?ci? by?a cudowna , za wyj?tkiem smrodu ko?skich zad?w , stanowczo za ma?ych racji ?ywno?ciowych ( je?eli takie istnia?y ) oraz ci??kiej pracy do zachodu s?o?ca. Wn?trze nowego dla ch?opa miejsca by?o czyste . Tu nieszcz??nik spojrza? na siebie i u?miechn?? si? szczerbato. Na ?cianach wisia?y rozmaite obrazy , jeden z nich przyku? uwag? wie?niaka. Znajdowa? si? na nim nie kto inny , jak on sam , a przynajmniej tak mu si? wydawa?o. Ten uradowa? si? nieco i napawa? dum? , ?e kto? uwiecznia? jego sylwetk? zapragn??. Jedynym nie pasuj?cym mu elementem obrazu by?a zbroja z odchylon? przy?bic? i urodziw? dam? na boku ( pi?kno jest poj?ciem wzgl?dnym , wszystko zale?y od punktu widzenia). Ch?op wsta? leniwie z ziemi, masuj?c obola?? g?ow? , z zamiarem tkni?cia malowid?a .


Nagle zza jego plec?w odezwa? si? nieznajomy g?os.

- Dotknij tego , a ziemi? ora? b?dziesz z?bami! - rzek? dono?nie w?a?ciciel pola.
Podczas , gdy wie?niak odsun?? sw?j brudny paluch od obrazu, omal nie pad? z wra?enia , kiedy jego oczy stan??y , jak podejrzewa? na swojej kopii. Wa?? wygl?da? niemal identycznie jak nasz biedny Artiff , tyle ?e nie mia? na sobie przepoconej , brudnej , podartej ,zaplutej i B?g wie jakiej jeszcze...
-Jeste? tutaj , tylko dlatego , ?e nie pozwoli?em zat?uc ci? na ?mier? pachole! - krzykn?? jegomo?? i pogrozi? teatralnie ch?opu pi??ci? .
-Zat?uc na co ? - ;b?kn?? Artiff marszcz?c brwi , co nie by?o wyrazem zamy?lenia ... tak on z regu?y ma?o my?la? , je?li nie wcale. - Pan wybaczy , jeno ja nie rozumie ...

S?owa prostego cz?eka doprowadzi?y szlachcica do furii i ten ju?ci mia? si? rzuci? na bezbronnego , lecz zatrzyma? si? i tupn?? ze z?o?ci? , jak na porz?dnego pana przysta?o.

- Teraz uderz mnie , bym mia? pretekst do obicia ci lica -rzek? uroczy?cie i nastawi? si? na lekkie pra?ni?cie ( By?o ono do?? popularne w?r?d szlachty , lecz zwyczaj ten nie dotar? na plebs i w rejony ch?opstwa ) . Wie?niak zdumia? si? wielce s?ysz?c rozkaz swego pana , lecz przyzwyczajony do pos?usze?stwa nie mia? nic przeciwko. Bez wzgl?du na to , jaki efekt b?dzie jego czynu ...
Artiff obr?ci? si? na pi?cie , lecz tylko na chwil? , by nabra? zamachu i w pa?skie lico wpakowa? pi???.

No dobrze, mo?e z tymi wid?ami troch? przesadzi?em , ale to co tutaj pisz? jest czytane r?wnie? przez ma?e dzieci. W zwi?zku z tym , nie m?g?bym tu zamie?ci? tre?ci podobnych do ";w dzikim szale natar? z trzema ostrzami na szlachcica , by ostatecznie rozhlasta? go , pozostawiaj?c obfit? ka?u?? krwi ".
Nasz ch?op ani my?la? o zabiciu "pracodawcy" . To , ?e nieszcz??nik pod si?? uderzenia Artiffa ( tak nie ma to jak trening w polu ) , potkn?? si? o sw? zbyt wystawn? szat? i ca?kowicie przypadkowo przewr?ci? si? na pozostawione narz?dzie, mija?o si? z celem ciosu. Ch?op drapa? si? po g?owie , czekaj?c , a? mo?ci pan si? podniesie , lecz tak si? nie sta?o. Nast?pi? prze?omowy moment w jego szarym ?yciu - pierwszy raz zacz?? my?le?...

Min??o wi?cej czasu , a Artiff niecierpliwi? si? nieco , wi?c przykucn?? przy le??cym szlachcicu. Jak mu kiedy? m?wi?a matka , mia? puls sprawdzi? , czy jegomo?? nadal ?yciem t?tni. Swe grube paluchy po?o?y? mia? gdzie? , a do g?owy mu nie przychodzi?o , jakie to miejsce mia?o by?. Dla niego to nie mia?o wi?kszego znaczenia , a bez podstaw wiedzy o anatomii wybra? krocze le??cego. Mo?na by?o si? spodziewa? , ?e ?adnego pukania tam nie zastanie , wi?c wie?niak kopn?? nie?ywego raz jeszcze dla pewno?ci. Pami?? Artiffa sk?oni?a go do ponownego obaczenia malowid?a . Kilka chwil p??niej w pomieszczeniu sta? ju? tylko on , w jego nowej komnacie , w jego nowych szatach w jego nowym , ju? nie ch?opskim ?yciu...


Za oknem rozlega?y si? krzyki innych pracuj?cych na polu ludzi. Oni harowali co dzie? , przynosz?c owoce swej pracy , z czego kolejni wytwarzali z tego nektar , kt?rym poi? si? szlachcic. Cho? Artiff patrzy? na nich ze szczeg?ln? wy?szo?ci? , nie m?g? si? wyzby? nawyk?w. Stoj?c w jedwabnym ubraniu i dobrze wyrobionych sk?rzanych butach , w d?oni wci?? dzier?y? wid?y.
W komnacie rozleg? si? odg?os stukotu w powierzchni? drzwi , ?wie?y pan pola podskoczy? jak oparzony.
-Wejd?cie , kimkolwiek jeste?cie - j?kn?? w stron? portalu . Po chwili w progu ukaza?a si? posta? do?? charakterystyczna . Jej pawie pi?rko ko?ysa?o si? na kapeluszu . za? ca?e odzienie w szkar?acie by?o sk?pane . No c?? , przyby? herold wszak...

Chocia? min??o zaledwie 15 minut od czasu , gdy szlachcic pad? na pozostawione narz?dzie , a Artiff mia? ju? spotkanie z nowym cz?ekiem , kt?ry dotyczy? ?ycia zamordowanego osobnika. Ale czy mo?na to nazwa? morderstwem? No ba! Wed?ug kr?lewskich statystyk , za nieumy?lnie spowodowan? ?mier? drugiej osoby idzie si? do loch?w na pe?ne 2 lata (po 3 miesi?cach przewa?nie miejsce si? zwalnia). Ch?op skin?? w powitaniu i z zaciekawieniem przygl?da? si? osobnikowi.

-Przybywam z wie?ci? od panny Nissi , pragnie ona , by? zawita? w tereny jej krainy i za?atwi? jedn? ... ekhm .. ma?? spraw?
-Kogo ? Aaaa wy m?wicie o tej damie , com j? spotka? na ta?cach we wsi...
-Mo?liwe , chocia? nie przypuszczam , by Lady zapuszcza?a si? w takie okolice...-ci?gn?? herold , kryj?c swe zdziwienie . - Musicie panie wyruszy? jutrzejszym dniem , by na kolacj? dotrze?
-A poradz? sobie , ino to ?atwiejsze ni?li oranie na polu jak Ci biedacy za oknem- odpowiedzia? z ?alem w g?osie ,
-Tak my?la?em - rzek? lakonicznie i ze zniech?ceniem skierowa? si? ku wyj?ciu.

Wie?niak odprowadzi? m??czyzn? w szkar?acie wzrokiem , a? zatrzasn??y si? drzwi , co nie by?o wyrazem irytacji , jakiej do?wiadczy? w rozmowie z Artiffem. Zn?w pomy?la? o dziwo , kim mog?a by? owa dama , o kt?rej wspomnia? herold . Sk?ama? ogromnie , m?wi?c , ?e pozna? j? ju? kiedy? .

Zn?w nasta? ?wit , upiorne koguty zacz??y pia? , a mroczne krowy wysz?y na pastwiska sk?pane w popiele. Krwawe znaki na ?cianach zab?ys?y przera?liwie w proroctwie ko?ca ?wiata... przepraszam , to nie ten klimat...

Zn?w nasta? ?wit , weso?e koguty zacz??y g?o?no pia? , a ?aciate krowy wybieg?y na pastwiska sk?pane w s?o?cu. Krzyki za oknem sygnalizowa?y , ?e ludzie pracuj?cy na polu , jak co dzie? wyci?gaj? mu?k? z torfowiska. Artiff obudzony promieniem s?o?ca zsun?? si? z krzes?a , bynajmniej nie z powody libacji spowodowanej nadmiern? ilo?ci? trunku , o tym p??niej. Mia? dzi? wybra? si? w podr?? do innej krainy , gdzie wielmo?n? pani? mia? spotka?. Ch?op odb?dzie pierwsz? wycieczk? poza wie? , pozna nowych ludzi , nowe zwyczaje , porozmawia z nimi na bliskie mu tematy ( tutaj nale?y zada? sobie pytanie , czy jakie? by?y). Ranem do jego komnaty wesz?a s?u?ka wraz ze ?niadaniem , zwana pospolicie kurtyzan?. Odstawi?a posi?ek na stole i tajemniczo spojrza?a na dziwnego szlachcica . Niby czeka?a na co? , r?k? podnosz?c sw? sk?p? sp?dnic? , lecz po chwili czekania , naburmuszona wysz?a z pokoju i trzasn??a drzwiami. Ch?op co w pokoju bywa? zdziwi? si? nieco , lecz z rado?ci? si? schyli? by dojrze? niewie?cich n??ek.
Na stole le?a?a taca , lecz nie byle jaka . Wyko?czenia z diamentu rozszczepia?y ?wiat?o wpadaj?ce do pokoju , przez uchylone okno. Stanowi?y pi?kn? kompozycj? wraz ze specja?ami znajduj?cymi si? na stole. Cz?ek z pustym Ooo poznawa? kolejne dania. Szczeg?lnie zainteresowa?y go czerwone szczypce jakiego? zwierza. Podni?s? je do ust , jednak podniecenie opad?o , odpad? r?wnie? kawa?ek z?amanego z?ba. Ignoruj?c b?l , Artiff wychyli? kielich wina i za pajdy chleba si? zabra?. Postanowi? , mimo najwi?kszej dziwoty nie pr?bowa? innych smako?yk?w.

S?uga szturchn?? ?pi?cego Artiffa i rzek? do? ciep?o

- Panie pow?z ju? przyby? , mo?emy rusza? do panny Nissi - widz?c brak reakcji ze strony ch?opa,
pacn?? go raz jeszcze , tym razem mocniej. Obudzony wystrzeli? swe r?ce w g?r?
-Nie r?bcie mi nic! - krzykn?? wyrwany z jakiego? b?ogiego snu. Majordomus zdziwiony jego s?owami odsun?? si? , lecz ponowi? swe og?oszenia
- Wyruszacie szlachetny panie , wo?nica si? ju? niecierpliwi
-Tak , jeno si? zbior? do kupy i zabior? ... gdzie jest moje z?oto? – spyta? s?ug? z nadziej? , ?e jego poprzednik chowa? co? na czarn? godzin? , przeca ten czas jaki na polu sp?dzi? nie m?g? p?j?? na marne.
-Macie troch? ju? zapakowane na powozie , lecz po?piechu nieco by si? przyda?o , bo nie zd??ymy

Artiff mrukn?? co? niezrozumiale i pod??y? za m??czyzn? przez korytarz jego posesji. Chwil? p??niej znajdowali si? ju? na dworze , gdzie konie prycha?y rozgniewane . Wie?niak nie chcia? by? przeze? stratowany , tako do wn?trza cudnego pojazdu wszed?. Pow?z ruszy? pr?dko w stron? posiad?o?ci przyjaci??ki zamordowanej kopii ch?opa . Tymczasem , na mi?kkim siedzeniu osobnik , kt?ry niedawno awansowa? na szlachcica stara? si? rozwi?za? worek czym? wypchany. Jak?e si? zdumia? , widz?c we? z?ote monety d?wi?cz?ce. Jego oczy ?wieci?y si? jak one , a przysz?o?? nieco si? rozja?ni?a , nie wiedzia? biedak , ?e to dobre z?ego pocz?tki...

CytatZn?w nasta? ?wit , upiorne koguty zacz??y pia? , a mroczne krowy wysz?y na pastwiska sk?pane w popiele. Krwawe znaki na ?cianach zab?ys?y przera?liwie w proroctwie ko?ca ?wiata... przepraszam , to nie ten klimat...

Takie zdania wedlug mnie sa zbedne, wacpanie. Pozatym twa powiastka tzyma klimat, ale brak jej glebi. Nadaje sie do ksiazki "Basnie Polskie", bo juz podobnych mase widzialem..

Ale trak na serio, bardzo fajna powiesc/historyjka... Nie bede pisal "Sklania do myslenia " czy cos w tym stylku bo ona tego nie robi i juz.. Przyjemnie sie czyta..
Sweet BB spalilo mnie na stosie..