• Welcome to Forum graficzne Burning-Brushes.pl. Please log in or sign up.
 

?ywot stra?nika zamkowego.

Zaczęty przez Bartimeus, Czerwiec 20, 2008, 01:02:38

Poprzedni wątek - Następny wątek
Opowiadanie powsta?o podczas igrzysk literackich w jednej grze fantasy. W sw?j tekst wple?? odpowied? trza by?o na pytanie - ?ycie, jaka jest jego warto???

Oto i one...



S?o?ce wysoko wznosi?o si? nad horyzontem, swym ?wiat?em okalaj?c ziemie Lathin.
Na polach krz?tali si? ch?opi, pracuj?c w pocie czo?a, za? kontrol? nad nimi mia? cz?ek jeden. Tyrali oni za marne grosze, zaledwie dno mieszka zape?niaj?c monet?. C?? to za ?ycie, rzek?by kto?, lecz ch?op pa?szczy?niany wiedzia?, ?e tym n?dznym ?ywotem cieszy? si? mo?e. J?czeli tylko ci, kt?rzy nie umieli z niego korzysta?, dostrzegaj?c we? nic poza czarnym ko?cem, zwanym pospolicie ?mierci?...

Feodaron leniwie otworzy? oczy, promienie s?o?ca dostrzegaj?c. Nie mog?a by? si?dma, by?o za jasno. Stra?nik zerwa? si? z ???ka i do okna skoczy? pr?dko, szybko domy?li? si?, ?e najzwyczajniej w ?wiecie zaspa?.

- Niech to szlag!- Zakl?? g?o?no i na tors koszul? w po?piechu za?o?y? .

M??czyzna dobrze wiedzia?, czym grozi nie stawienie si? na warcie i z?ym na siebie by?. Sk?rzany pancerz na sobie umie?ciwszy, za halabard? chwyci? i kopniakiem drzwi od pokoju otworzy?. Bardziej zmartwiony, ni?li zdenerwowany biegiem ruszy?, przez zamkowe korytarze. Gdy plac ?wiczebny jego oczom w ko?cu si? ukaza?, Feo star? pot z czo?a, czuj?c lekk? ulg? . Niby niepostrze?enie ku wartowni si? skierowa? .Kilka pokonanych metr?w. ?elaza zgrzyt na polu treningowym. Coraz szybsze kroki. Jeszcze ten jeden filar i b?dzie bezpieczny...

-Wracaj tu, je?li loch?w wilgoci nie chcesz czu? przez reszt? ?ycia! - dar? si? kapitan stra?y, wyra?nie roze?lony. -?lepia wyba?uszasz, a od trzech godzin na murach sta? powiniene?!
-Mo?ci pan wybaczy, ale sen mnie zm?g?... -b?kn?? nie?mia?o Feodaron, garbi?c si? nieco.
-A czy kto? mi wybaczy, jak twierdza w gruzy p?jdzie, a ja si? wyt?umacz?, ?e naje?d?ca mnie zm?g?? To jest niedopuszczalne tako i kar? za to poniesiesz...
-W sumie, to racj? kapitan prawi...
-W sumie, to dwie nast?pne noce wartowa? b?dziesz nieudaczniku! -uci?? rozmow? dow?dca stra?y i na pi?cie si? obracaj?c ruszy? do wywijaj?cych kijami nowicjuszy.

Zgn?biony Feo wdrapa? si? po kamiennych schodach, co rusz halabard? si? wspieraj?c, by rozpocz?? trzydobow? s?u?b?. Nie u?miecha?o si? mu to , ju? kolejny raz ... Ostatnimi dniami nie s?ysza? nic , pr?cz gdera? kapitana w jego kierunku . Mia? tego do??, n?dzna wegetacja do ko?ca ?ycia na zamkowych murach nie by?y optymistycznym widmem przysz?o?ci Feodarona.
W jego g?owie k??bi?y si? my?li, to by?o wszak najwa?niejsze. Pomy?la?by , ?e jego ?ycie ni warto?ci nie ma i skoczy?by ch?tnie z flanki, ko?cz?c je do?? szybko. Ta cze?? jego umys?u przy?miona by?a jednak t? lepsz?, ta kt?ra budzi?a go ka?dego ranka. Stra?nik obra? sobie nowy cel , jak?e genialny w swej prostocie.

-Ucieczka...-szepn?? do siebie , my?lom daj?c upust w s?owie.

Mia?o to nast?pi? tej nocy , podczas warty , gdy sam b?dzie rzy? zi?bi? na murach wroga wypatruj?c. Godziny mu up?ywa?y, za? kolana same ugina?y w ca?odniowym zm?czeniu , Feodaron szuka? w swoim ?yciu chwili, w kt?rej pom?g? komu?, s?owo dobre pos?ysza? do kogo?. Nie znalaz? ich zbyt wiele, czy co? osi?gn?? ? Odpowiedzi? na to pytanie by? grymas na twarzy stra?nika.
Wsparty na drzewcu halabardy wyczeka? chwili, gdy ksi??yc miejsce s?o?ca zaj??. Pr?cz niego nie by?o nikogo, sprytniejsi do przycz??ka uciekli, tam winem si? spijali. M??czyzna odetchn?? kilka razy i do kom?rki poszed? . Z lekkim skrzypni?ciem nie naoliwionych otworzy? drzwi i w?r?d zakurzonych narz?dzi wypatrzy? p?to liny. Zarzuciwszy j? na rami? , jeszcze mieszek ze z?otem, co w ci?gu ostatnich miesi?cy na piwo nie posz?o, do pasa przyczepi? na mury wspi?? si? zn?w. Lekki powiew wiatru wydawa? mu si? przyjemny, pie?ci? jego spocone czo?o , gdy Feodaron wychyli? si? znad flanek. W g?owie zakr?ci?o si? mu troch?, wysoko?? by?a spora.
-Tam na dole jest lepiej ni? tutaj na g?rze.- mrukn?? nieco przera?ony.
Dobrze przewi?za? lin? wok?? s?upa, na kt?rym proporzec powiewa?. Raz po raz wko?o si? ogl?daj?c, d?onie na suchym sznurze obj??. Zad przesun?? poza obr?b muru, za? nogami zapar? si? o jego brzeg.
Nast?pne minuty nale?a?y do najgorszych w jego ?yciu. Targany mocniejszymi podmuchami wiatru na d?? si? zsuwa?. Na r?kach p?cherze szybko si? porobi?y, lecz Feo nie zwraca? na to uwagi. Walka z gu?cem las?w Lathin by?a niczym, w por?wnaniu z l?kiem wysoko?ci, jaki mia? stra?nik po linie w d?? schodz?cy. Cho? jego oczy g??wnie ?ledzi?y przerwy mi?dzy blokami kamienia, z kt?rych ?ciana by?a zbudowana, dr?a? ca?y. Z g?upiego powodu, na samej g?rze w d?? spojrza?.
Nagle rozleg? si? krzyk, przerywaj? cisz? nocy. Feodaron nie wiedzia? , ?e lina mia?a ju? swoje lata, a pojedyncze w??kna przez czas nadgryzione by?y. U szczytu muru ko?ysa? si? zerwany sznur, na kt?rym stra?nik mia? okazj? schodzi?. Druga cze?? wraz z martwym Feo na dole le?a?a w bezruchu. Nieszcz??nik chcia? si? wyrwa? ze swego marnego ?ycia, lecz los mu takiej szansy nie da?...

Stra?nik powieki podni?s?, b?lu w ciele nie czuj?c. Ze zdumieniem na siebie spojrza?.
O dziwo, nie mia? nic z?amanego, za? szata jego w ca?o?ci nierozdarta spoczywa?a. Dopiero wtedy okiem rzuci? na miejsce, w kt?rym si? znajdowa?. Dooko?a jego ciemno?? zalega?a, a jedyn? drog? by?o ?wiat?o w oddali. Uda? si? wi?c w kierunku jedynym. Po kilku minutach drogi, dziwn? istot? ujrza?. Ni to chochlik, ni wr??ka, ta hybryda wygl?da?o i?cie przera?aj?co. Na Feodarona ?ypn??a okiem, bacznie mu si? przygl?daj?c. Za ni? rozci?ga?y si? kolejne dwie ?cie?ki. Jedna, na pierwszy rzut oka ?adniejsza i w ?wietle sk?pana, a druga dziwnie cicha, troch? dymu si? wydobywa?o ze szpar w ziemi widniej?cych.

-Jak ci si? ?y?o ?miertelniku? -zachichota?a istota z?o?liwie - Wart by? czego? ten tw?j ?ywot? -ci?gn??a z wyra?nym rozbawieniem.
-Chyba kpisz sobie, rado?ci ?adnej z ?ycia nie posiad?em.
-Tak uwa?asz? Korzysta? z niego nie umia?e? chyba, ch?op?w spotyka?em ju? co szcz??liwi byli, cho? batogiem ich ganiano
-A ju?ci do tego si? czepia?, gdzie dalej i?? mam m?w a nie...-b?kn?? Feodaron zniesmaczony i po ?bie si? drapa? zacz??.

Hybryda skrzywi?a si? nieco widz?c arogancj? m??czyzny, lecz nie da?a po sobie pozna?. Z nieukrywan? niech?ci? do cz?eka d?onie w ge?cie rozwar?a, obie drogi ukazuj?c.

-Wybierz wi?c gdzie po swym marnym ?yciu si? udasz, m?wi? ci nic nie b?d?. Sam wiesz gdzie zaj?? powiniene?...

Feodaron zamy?li? si? mocno, zerkaj?c to tu , to tam. Kolejna decyzja, niech to cholera we?mie. Po kr?tkim namy?le jednak uda? si? pr?dko t? ja?niejsz?. Nic go nie pogania?o, tako wolnym krokiem szed? czas jaki?. Otoczenie zacz??o si? zmienia?, miast ?odyg dorodnych coraz to spalone si? pokazywa?y. Z kolejnymi pokonywanymi metrami, strach w m??czy?nie r?s? coraz bardziej

-Niech to szlag , nie tak mia?o tu by?...

Sk?r? jego dreszcz nieprzyjemny przeszed?. Cho? spalenizny sw?d jego zmys?y dra?ni?, brn?? dalej, pod?o?e ju? nie traw? zasiane, lecz pop?kan? ska?? niemal wo?a?o do niego.

?ALI?E? SI?, ?E LOS CI NIE SPRZYJA?? TO TY UKSZTA?TOWA?E? SWOJE BEZWARTO?CIOWE ?YCIE...


S?owa te w uszach Feodarona rozbrzmiewa?y g?o?niej i g?o?niej. Oszo?omiony m?? w ty? si? zwr?ci? i ta sam? drog? ujrza?. Nie sta?a ju? tam ta dziwna istota, co z nim rozmow? prowadzi?a. Stra?nik ze zwieszon? g?ow? maszerowa? dalej, dalej i dalej. Dotar?o do niego, ?e przez wieczno?? droga ta jego jedyn? b?dzie...

...koniec

Musz? przyzna?, ciekawe:) wida? ju? stylistyczn? popraw? w stosunku do najstarszego utworu, kt?ry zamie?ci?e?- ten nie jest taki chaotyczny, i czyta si? go w miar? w miar?...

O tych za?wiatach te? fajne, pointa  znakomita. Z drugiej strony, nie zgadzam si? z faktem, ?e ?ywot stra?nika zamkowego m?g? by? a? tak bardzo niewdzi?czny.



Ale z wizj? autora si? spiera:) Fajniutkie!
And I was round when jesus christ
Had his moment of doubt and pain.
Made damn sure that pilate
Washed his hands and sealed his fate.
Pleased to meet you,
Hope you guess my name...?

No czyta si? prawie jak Sapkowskiego, brakuje mi tu tylko troch? humoru. Ale akurat w tym wypadku raczej humor tutaj by nie pasowa?, bo to raczej taki kawa?ek zmuszaj?cy czytelnika do rozwa?a? nad ?yciem. Brawo!
"Imagination is more important than knowledge."