ROZDZIAL I
PRZYGOTOWANIA W AMN’RO
Przygotowania do podr?zy (niepozornie szybkiej, ale bardzo meczacej)
uczynili w pobliskim miescie- Amn'Ro. Nie bylo to moze za duze miasto,
ale lezalo na szlaku handlowym z Krasnoludzkich Kopalni, az do granic
Puszczy Dzikich. Z tego tez wzgledu mieszkancy mieli wielkie wygody, bo
coraz to nowszych towar?w od coraz to nowszych kupc?w nie brakowalo.
Same miasto przypominalo jeden wielki targ. Zawsze- od 6 rano, az do 24
(sprawy bezpieczenstwa)- bylo tu
gwarno, ciasno, ale w niczym to nie odstraszalo ludzi przybywajacych
tutaj. Wrecz przeciwnie- sprawialo (i w
zasadzie tak bylo) to wrazenie miejsca bardzo zywego i wesolego.
Po uczynionych zakupach Greven i Ethril udali sie jeszcze do karczmy
"U Eryka", aby posluchac troche
plotek i sie napic.
- Prosze dwa piwa slodowe i... tak to wszystko.- powiedzial troche
niepewnie Ethril. Mial szczescie, ze
barmanka go zna. Przeciez jeszcze nie byl mezczyzna.
- Robie to naprawde ostatni raz. Przez ciebie mnie wyrzuca, zobaczysz.
W karczmie bylo tyle os?b, ze niekt?rych az to zniechecalo. Prawie kazdy
kto tu przyszedl wiecej niz piec razy,
uzaleznial sie od srodowiska bedacego w tym budynku.
Krecily sie tu r?zne typy. Najbardziej znany, a zarazem- co dziennajbardziej
pijany byl Bob Grube Denko. Tak
na niego wszyscy m?wili, i tak sie utrwalilo.
***
- Teraz najciekawsze, sam zobacz. Zaklady. Oczywiscie nie obyloby sie
bez naszego mistrza, Boba. Jeszcze nikt
z nim nie wygral. Hej, Greven, sluchasz co do ciebie m?wie? Dobry jestes
w te klocki?
- Mmm... Wiesz m?glbym spr?bowac, ale sam nie wiem.
- Widze, ze po jednym kufelku cie nie rusza, tak wiec mozesz isc.- i tym
samym popchnal go na srodek. Ten
wpadl na st?l zaklad?w.
- Ooo, kolejny smialek. Ile dajesz? Z reszta nie wazne ile dasz, i tak
wygram.- powiedzial Bob zataczajac sie na
st?l- No to ile? Piec ferling?w, dziesiec?
- Niech bedzie piec, a teraz twoja kolej...
- Grelring, tak jeden grelring. Dobra, wlewaj nie gadaj !-Wyraznie
podbudowany okrzykami radosci krzyknal na
barmana.
Konkurs trwal nadzwyczaj dlugo. Niekt?rzy zaczynali powatpiewac w
Boba. Kiedy i jeden i drugi ledwo stali na
nogach, to wbrew pozorom, doslownie o ulamek sekundy Bob padl jak
niezywy na drewniana posadzke. Zaraz
za nim "uczynil" to Greven. R?znica nie byla prawie zauwazalna, tak
wiec obaj dostali po polowie puli czyli po
piecdziesiat dwa i p?l ferlinga.
Godzine p?zniej Greven zawleczony do gospody przez Ethrila slodko
spal. W p?l nastepnego dnia mieli wyruszyc na wedr?wke, czyli mieli
jeszcze czas na to, aby sie wyspac i zalatwic pozostale sprawy.
***
Kiedy nastal ranek, wraz z pianiem koguta wstal i Ethril. Ku jego
zaskoczeniu Grevena juz nie bylo. Kiedy wyjrzal przez okno, zauwazyl
jak ten niesie to, czego nie udalo im sie wczoraj kupic. Tym sposobem
beda na miejscu o p?l dnia wczesniej.
ROZDZIAL II
WEDR?WKA DO PRZESMYKU
Pogoda im nie sprzyjala, padal deszcz. Mimo to i tak mieli dotrzec do
Przesmyku szybciej. Gdyby nie pasmo Malych G?r Snieznych, dotarliby
tam pewnie jeszcze dzis. Poza tym na ich drodze lezal jeszcze
"przyjemny" gosciniec i miasto Bordann. Ethril i Greven mieli sie
spotkac zaraz za wyjsciem z miasta, przy Krzyzu Tive. Greven byl tu
pierwszy, i to on czekal na Ethrila. W zasadzie byl tu przed czasem, ale
mlodzieniec i tak sie troche sp?znil.
- Gdzies sie wl?czyl!? Czekam na ciebie ee...- sam nie wiedzial ile
czekal na nieodpowiedzialnego chlopca.
- Czekasz na mnie dwadziescia minut. Czy to wedlug ciebie duzo?
Kazdy moze sie sp?znic. Tak, czy inaczej chodzmy juz i nie
przedluzajmy. Swoje matczyne wyklady bedziesz mi prawil przez cala
droge.- w tym momencie chlopak wzial gleboki oddech.-Sam nie wiem
czy dalej jest taka sama pogoda jak u nas. Jesli napotkamy burze,
bedziemy musieli przeczekac ja w jakiejs jaskini. Mam nadzieje, ze nie
spotkamy takze innych klopot?w, no wiesz...
- Wiem: wilki, karly, chochliki i inne stwory. O nich sie nie martw.
Najwyzej sie troche poobijasz. Gdybys spotkal sie twarza w twarz z
orkiem, ogrem, ergiem albo innym diabelskim nasieniem, wtedy
m?wilbys inaczej mlokosie.
- A, i prosze- nie m?w na mnie "mlokosie". M?w mi Ethril, albo jesli
chcesz, to Panie Ethril...
- Zaraz, zaraz. Panie to ty mozesz m?wic do mnie. Zrozumiane?
- Dobra, juz dobra.
Ethril i Greven stanowili towarzyszy pelnych kontrast?w, chociaz
potrafili sie dogadac. Przez cala droge do goscinca nie odzywali sie do
siebie. Powoli zaczelo sie przejasniac. Greven co chwila spogladal na
zaczytanego Ethrila. Po chwili rzekl:
- Widze, ze lubisz czytac. To malo spotykane. Co teraz czytasz? -
powiedzial, z wyrazna skrucha w glosie.
- "Dzieje czarownik?w - czyli jak zwarzyc dobra miksture. Tom 1". -
odpowiedzial bez namyslu chlopak. Zaraz potem dodal. - Wiesz co, chyba
nie najlepiej zaczelismy nasza znajomosc. Przepraszam.
- Nie ma sprawy chlopcze. Zaraz, mam tu cos dla ciebie. Trzymaj. -
Wreczyl mu ksiazke. Byla dosc sporych rozmiar?w. Okladke miala
zdobna w srebrne cwieki, a na niej napis gloszacy : " Prawdziwy wysoki,
czytaj mnie, lecz tylko wtedy, gdy potrzebujesz odnalezc sie." - Zastosuj
sie do tego wiersza. Nie zagladaj do niej, p?ki nie bedziesz musial. Kiedy
zas przyjdzie na to kolej, czytaj jej tresci bardzo dokladnie. Niewiele
os?b zaskarbilo tego zaszczytu, aby w og?le m?c ogladac okladke tej
ksiazki. Szanuj ja.
- Czy m?glbys mi powiedziec, czemu nie moge jej otworzyc teraz? Poza
tym, jesli jestem gotowy w tej chwili, to czy tez mam... Wraz z tymi
slowami, Greven wybuchnal.
- Czy ja sie wyrazilem jasno!? Nie zartuj chlopcze, jesli jest tak
napisane, to sie do tego zastosuj! - Potem w riposcie na wczesniejsze
slowa skruchy Ethrila, powiedzial - Nie denerwuj mnie. I nie zmuszaj
abym cie przepraszal po raz drugi.
Kiedy dotarli do pasma G?r Snieznych, bylo jeszcze dosc wczesnie.
Rozbili chwilowy ob?z. Ethrilowi przypadlo oczywiscie najtrudniejsze
zadanie. Mial pozbierac suchy chrust. Po takiej pogodzie, trudno bylo o
cokolwiek suchego. Chlopiec jednak sie nie poddawal. Zebral mala czesc
chrustu i ulozyl w kupke. Tymczasem Greven znalazl krzemienie. Kiedy
ich obiad dobiegl konca mieli przed soba najtrudniejsze zadanie tejze
podr?zy do wykonania. Przejscie przez G?ry Sniezne.
Ethril przez chwile siedzial zamyslony. Potem spojrzal z ciekawoscia na
Grevena. Sam nie byl pewny, ale zdawalo mu sie, ze ujrzal kawalek
spiczastego ucha zza kaptura swego towarzysza.
- Moglibysmy isc na okolo, ale to bite dwa dni drogi wiecej.
- Przeciez nic nie m?wilem. Mozemy ruszac.
Przez nastepne p?l dnia, wspinali sie, pokonujac coraz to odleglejsze
partie g?r. Przed zmrokiem spoczeli padnieci w jednej z wielu jaskin.
- Wspinaczka w nocy jest niebezpieczna. Musimy poczekac do rana. –
Stwierdzil Ethril.
- Bedzie troche zimno. Wez moje futro. Mi nie jest potrzebne. –
Odpowiedzial mu Greven podajac niedzwiedzie futro.
Ethril bez slowa wzial podarunek. Bylo mu troche niezrecznie, poniewaz
jego towarzysz lezal tyko na jednym futrze. Tymczasem on mial koc z
dw?ch. Nie protestowal jednak. Greven i Ethril rozmawiali jeszcze
troche. Nie mogli czynic tego za dlugo, aby nastepnego dnia miec sily na
dalsza wedr?wke.
Kolejny dzien zaczal sie udanym sniadaniem.
- To jeszcze tylko jedno zejscie z g?ry i jedno miasteczko- Bordann. Od
tego miasteczka tylko rzut beretem i jestesmy w Przesmyku. Osobiscie
sadze, ze Bordann nie jest goscinnym miastem. Kiedys tam bylem i
wygnali mnie za czytanie ksiazki w karczmie. - tymi slowami Ethril
"obudzil" Grevena z zamyslenia.
- Uzupelnimy tam zapasy. - odpowiedzial szorstko kompan.
Droga mijala im swobodnie. Podczas podr?zy, Ethril popisywal sie
swymi zdolnosciami luczniczymi. Greven caly czas udzielal mu rad. Sam
nie wiedzial, ze robi tyle bled?w. Po drodze do Bordann, zaczepil ich
mezczyzna. Byl to chyba kupiec.
- Ooo, widze ludzi. Jak milo? W czym moge sluzyc? Najlepsze strzaly,
groty- i to nie tylko do strzal...
- Chcialb... - Greven zlapal mlodzienca za ramie, odsuwajac go od
kupca.
- Chcial powiedziec, ze zegnamy pana.
Kiedy odeszli bezpieczna odleglosc, tak aby urazony kupiec nie m?gl nic
uslyszec, Ethril spytal z wyrzutem:
- Czemu to zrobiles?
- Ach, slodki naiwniak. Nie widziales jego zabaweczek. Wytrychy, eter,
klucze uniwersalne. Wyposazenie poczatkujacego zlodzieja. Jesli sie
prosisz, zeby zabral ci kilka ferling?w to idz, teraz cie nie trzymam.
Dalsza czesc drogi poszla latwo. Po poludniu byli kilometr od Przesmyku.
Wiekszosc czasu spedzili w milczeniu. Po jakims czasie Greven jednak
rzekl.
- Tu rozbijemy ob?z. Wole zaczekac do jutra. Robi sie powoli ciemno, i
to obawiam sie, ze nie tylko wizualnie...
- Co masz na mysli? - Spytal Ethril z nutka strachu w glosie.
- Nic, po prostu dzis mam zle samopoczucie. - Sklamal Greven.
- Da sie zauwazyc. - Chociaz odpowiedz Ethrila wygladala naturalnie,
wiedzial, ze Greven cos ukrywa. Nie wiedzial tylko co. Kompani podr?zy
rozmawiali jeszcze jakis czas. Kiedy zauwazyli, ze robi sie bardziej zimno
niz zwykle poszli spac. Greven co prawda zasnal, lecz w glowie Ethrila
krazyly r?zne mysli. "O co mu chodzi z ta ciemnoscia- nie tylko
wizualna? Podejrzany typ. Do Przesmyku i ani kroku dalej, o nie, mowy
nie ma! Czasami, nie co ja gadam... prawie zawsze mnie przeraza!".
Mlody chlopak ustalil jeszcze kilka rzeczy, po czym poszedl spac.
Przyszlo mu to z niezwyklym trudem, choc zawsze lubil sobie pospac.
Nastepnego dnia obudzil sie dosc p?zno. Greven juz siedzial i na niego
czekal.
- Sniadanie masz na pienku. Nie chcialem cie budzic. - Po chwili
zamyslenia dodal. - Jedz! Szybko p?ki wystygnie!
- Dziekuje. Gdybysmy wstali rano, na pewno bym sie nie wyspal.
Naprawde, serdeczne dzieki...
Po kr?tkim dialogu Ethril zastosowal sie do retorycznych wskaz?wek
towarzysza, i szybko zjadl sniadanie. Dzis - od wielu dni - czul sie
naprawde dobrze. Mimo tak mlodego wieku i zrecznosci, jago kondycja
stala na dosc niskim poziomie. Ostatnio strzrzykalo mu w karku i
nadgarstku- czego naprawde nie lubil.
Przez nastepny kwadrans chlopiec sie pakowal. Pozostalo jeszcze zgasic
ognisko i ruszyc w dalsza droge.
- Skoro ci sie nie spieszy, mozemy isc przez troszeczke dluzsza droge,
ale za to jaka urocza! - Wystrzelil Ethril bez zastanowienia.
- Dzis mam dobry humor. O ile dluzsza jest ta droga? - Kiedy chlopak
skladal sie do odpowiedzi, Greven nie dal mu zaczac. - A tak w og?le to
skad wiesz, ze mi sie nie spieszy? - Dodal z wyraznym rozluznieniem w
glosie.
- Domyslam sie. W Przesmyku mogles byc wczoraj. Kazales rozbic
ob?z, wiec pomyslalem, ze ci sie nie spieszy. Wracajac do poprzedniego
pytania. - Ethril wzial oddech. - To zalezy od tego czy bedziesz chcial
podziwiac widoki czy nie? Jesli porostu przejdziesz obok nich obojetnie,
to podr?z wydluzy sie o dwie godziny. Za to jesli bedziesz chcial troche
sie przyjrzec temu co zobaczysz. Mmm... Podr?z potrwa o trzy, moze
cztery godziny wiecej.
"Sprytny jest. Potrafi sie wywiazywac z r?znych niekorzystnych sytuacji.
Potrafi tez wiazac logicznie fakty. Zastanawiajace..." pomyslal chwile
Greven.
- Wybieram dluzsza droge ze zwiedzaniem, kapitanie!
Przez godzine krazyli na zboczu malego boru, na kt?rego koncu
znajdowal sie Przesmyk. Kiedy weszli pokonujac serie galezi, dostrzegli
przepiekny widok. Przed nimi rozposcierala sie jasnozielona polana
wyscielana przer?znymi kwiatami. Przez srodek polanki plynal malutki,
najczystszy strumyczek jaki kiedykolwiek widzieli. Wyplywal z stosu
kamieni, jakby ulozonych specjalnie dla niego i splywal do czegos, co
przypominalo mala jaskinie i ginal w jej objeciach. Wszystko otaczaly
przepiekne, ciemnozielone cedry. Wygladaly, jakby ktos sadzil je
specjalnie w jednym rzedzie. Wszystko zostalo podkreslone przez
promienie czerwonego slonca, padajacego na ten przepiekny widok
nadajac mu jeszcze bardziej bajeczna aure. Chwile tak stali w zadumie i
przypatrywali sie wszystkiemu, jakby nie bylo prawdziwe. Po chwili
Greven przem?wil. W jego glosie odczuwalo sie zdziwienie i chec zostania
tutaj.
- Maly, zaskakujesz mnie. Jesli wszystkie widoki dor?wnuja temu,
badz go przewyzszaja, to niech nasza podr?z ciagnie sie jeszcze cala
wiecznosc.
- To miejsce jest najpiekniejsze. Inne moze mu nie dor?wnuja uroda,
ale nie sa od niego duzo brzydsze. - Powiedzial z podnieceniem
Ethril.
Potem przeszli obok polany, tak, aby jej nie zniszczyc. Nastepnie szli
przez male wzg?rza, ale wystarczajaco duze, zeby zobaczyc co sie dzieje
na drugim koncu lasu. Przez nastepne trzy godziny Ethril pokazal
towarzyszowi prawie wszystkie widoki godne uwagi, kt?re znal. Kiedy
przyszedl czas na zejscie na d?l i dalsza podr?z (jesli ten kawalek drogi
mozna tak nazwac) do Przesmyku.
Kiedy szli gl?wna droga, z oddali mozna bylo dostrzec postac czekajaca
na Grevena.
- To Nortur. Przywitaj go z powaga. Jesli chcesz, oczywiscie. Nic cie
juz nie trzyma mlokosie. - Wskazal reka na zarysy postaci opierajacej sie
o duzy dab.
- P?jde dalej. Czuje, ze moze byc ciekawie. - Sam nie wiedzial, ale na
prawde czul, jakby ktos kazal mu isc z dalej.
Kiedy sie zblizyli na odleglosc 5 metr?w od Nortura poczuli nagly
powiew zimnego wiatru. Greven znal juz to uczucie. Rozwscieczony
wykrzyczal:
- Zdrada! Chlopcze lap luk! Kolczan lezy za toba. Strzelaj!
Gdy jeszcze nie skonczyl m?wic, zza drzew wylonily sie dwa oddzialy. Po
ich prawej oddzial ork?w. Bylo ich okolo 10. Byli uzbrojeni po zeby, w
takie bronie, o kt?rych Ethril nawet nie snil. Ich przyw?dca siedzial
spokojnie po prawicy Nortura. Po lewicy, oddzial rug?w. Ethril tylko o
nich czytal i sadzil, ze z zginely wraz z nastaniem Trzeciej Ery Dobra.
Mylil sie. Rugowie byli czyms na podobienstwo minotaur?w - byli ich
ciemna strona. W odr?znieniu od minotaur?w, byli czarni, a ich rogi
plonely jasnym, czerwonym ogniem. Kazdy z nich u boku mial zapasowy
top?r. W reku zas mieli cos na rodzaj wielkiego mlota. Z kolei ich
przyw?dca byl od nich duzo wyzszy i mial skrzydla, kt?re rozciagaly sie
na 10 metr?w. Po chwili bez zastanowienia Ethril siegnal po luk. Kolczan
pelen strzal zawiesil tak, aby ten mu nie przeszkadzal w walce. Rozejrzal
sie jeszcze przez chwile, poniewaz wiedzial, ze walka na dystans nie
bedzie trwala caly czas. Gdy zobaczyl miecz - wedlug niego - zbednie
zwisajacy u boku Grevena, wyjal go z pochwy i przypial do pasa. W
nastepnym ulamku sekundy bez wahania naciagnal strzale na cieciwe.
Jeszcze chwile wymierzyl, starajac sie zachowac trzezwy umysl. Sam nie
wiedzial w kogo celowac. Nagle reka mu zadrzala i strzala poszybowala
prosto w czolo Nortura. Ten zawyl bolesnie i upadl. Po chwili w?dz
rog?w krzyknal cos w niezrozumialym jezyku. Zaraz po nim uczynil to
w?dz ork?w.
- Wojna sie zaczela, a chlopcy sa glodni! - Powiedzial grubym glosem
R?g.
- Ty umiesz m?wic! Ostatnim razem nie byles skory do rozmowy. -
Odpowiedzial niespodziewanie Greven. Przez chwile mozna bylo wyczuc
nutke humoru w jego glosie, choc to nie pasowalo do owej sytuacji.
- Co znaczy ostatnim razem!? - Rzekl oburzony Ethril. Poczul sie
oszukany. Lecz Greven nie dal mu czasu na namysly i odpowiedzial:
- Powiem ci p?zniej, teraz strzelaj!
Chlopak myslal o jednym: "Ratuj swoje zycie!", gdy niespodziewanie
zawladnela nim wielka sila. Sam nie wiedzial jak, ale zaczal tak szybko
strzelac, ze sam w to nie wierzyl. Jakby jakas niewidzialna reka
naciagala za niego cieciwe, a on tylko nakladal strzaly, Z tego co zdazyl
zauwazyc tylko jedna chybila. Teraz na polu walki zostalo juz ich tylko
czterech: on, Greven, w?dz ork?w i rog?w.
- Aarghh, chlopak, sila. - Potem wymamrotal cos do wodza ork?w i
znikneli.
- Czy moz... - Ethril nie dokonczyl. Greven uderzyl go rekojescia w
kark, a ten zemdlal.
Reszte wieczoru Greven przygotowywal ob?z. Znalazl sie on w jaskini.
W glowie Ethrila krazyly r?zne mysli. Caly swiat wirowal. Czasami sie
budzil, aby po chwili padac na koc jak trup. W koncu - po trzech dniach
- nadszedl czas kiedy wstal z koca i nie zemdlal.
[ Dodano: 21 Czerwiec 08, 00:27 ]
ROZDZIAL III
OB?Z, PYTANIA I ODPOWIEDZI
B?l. Potworny b?l przeszywal jego glowe. Przez chwile zastanawial sie ile
dni tak lezal. Nekalo go tez inne pytanie, a mianowicie czemu Greven to
zrobil, czemu go uderzyl? Pamietal tylko jakby przez mgle, ze chcial o
cos spytac Grevena, ale w tym momencie jego pamiec sie urwala.
Rozejrzal sie. Nikogo nie bylo, a wok?l lezaly toboly Grevena. " Jest
tutaj, ciekawe gdzie?" pomyslal Ethril. Bal sie tylko, zeby ten go znowu
tak nie urzadzil. Uslyszal cos, ale od razu zorientowal sie, ze to tylko jego
brzuch. Przeciez nic nie mial w ustach od trzech dni. Szybko doskoczyl
do buklaku z woda i wzial kilka porzadnych lyk?w. Nastepnie zobaczyl
dwa jablka. Bez zastanowienia zjadl najpierw pierwsze, a nastepnie
drugie. Kiedy tak przez chwile delektowal sie ostatnimi kesami jablka
uslyszal cos. Teraz byl pewien, ze to nie jego brzuch. Pomyslal sobie, ze to
Greven. Zawahal sie przez chwile i poszedl kreta sciezka. Cos mu nie
pasowalo. Zastanawial sie gdzie teraz jest. Sciezka wiodla w d?l doliny.
Kiedy doszedl do jej konca zauwazyl, ze nie ma zejscia na d?l. "
Zabladzilem, wracam do...". W tym momencie uslyszal jakby syk
niezadowolenia dobiegajacy dalej. Szedl w dobrym kierunku. Rozejrzal
sie jeszcze chwile i postanowil, ze skoczy. Normalnie taki pomysl
wydawalby sie mu samob?jstwem, bo od ziemi dzielily go dobre trzy
metry. Jeszcze przez chwile ocenil sytuacje, wzial gleboki oddech i zaczal
rozbieg. W koncu nadszedl moment skoku. Wydawalo mu sie, ze leci w
nieskonczonosc. Kiedy jednak spojrzal pod siebie zauwazyl, ze od rychle
zblizajacego sie twardego ladowania dzieli go juz tylko metr. Zamknal
oczy i przygotowal sie na nadchodzaca fale b?lu. Bardzo sie zdziwil,
kiedy jednak poczul grunt pod stopami, a nie poczul b?lu. Zachowal
jednak trzezwy umysl i poszedl dalej. Ujrzal jakby krag idealny zrobiony
z drzew. Owe drzewa wyrastaly z ziemi na wysokosc dw?ch doroslych
mezczyzn i konczyly sie kwietnymi koronami. Posrodku stal Greven.
Wygladalo jakby m?wil sam do siebie. Ethril uslyszal bardzo niewiele,
dlatego, ze bolala go glowa. Wyraznie slyszal jednak, jak jego imie
pojawia sie kilka razy w rozmowie Grevena. Kiedy ten pr?bowal sie
troche zblizyc, zeby uslyszec co m?wi Greven, niechcacy stanal na jakims
patyku, a ten lekko trzasnal. Greven gwaltownie sie obr?cil i podbiegl do
Ethrila.
- Co tu robisz?! - spytal oburzony Greven. W jego glosie, opr?cz
gniewu, mozna bylo uslyszec troske.
- Odpowiedz mi na moje pytania. - odpowiedzial wyraznie spokojny
Ethril. Po chwili opierajac sie o drzewo dodal. - Odpowiesz mi na moje
pytania to ja ci odpowiem na twoje. Zgoda?
Greven chwile myslal. Obszedl caly drzewny okrag kilka razy po czym
wr?cil.
- Zgoda, ale ty jedno pytanie, ja jedna odpowiedz i na odwr?t. -
postawil wyraznie warunek.
- Nie, ja dwa pytania na twoje jedno. - postawil sie mu Ethril.
- Niech bedzie. - odpowiedzial wyraznie zmeczony starzec. Nastepnie w
nie zakl?conej nawet szmerem wiatru ciszy udali sie na srodek kregu i
jakby na czyjs znak razem siedli na kamieniach. Greven jeszcze poprawil
peleryne i usiadl wygodniej. Ethril troche speszony chwile sie rozgladal, i
po chwili ( kiedy upewnil sie, ze nikogo i niczego nie ma) zaczal
odwazniej:
- Kim byli ci co nas zaatakowali?
Jeszcze przez chwile slowa uniosly sie w powietrzu, a Greven wygladal
jak marmurowy posag, pr?bujacy lapac je nie mogac sie ruszyc. Po
chwili jednak drgnal.
- Zaskoczyles mnie. Myslalem, ze powiesz cos w stylu :" Czemu ..." -
Ethril mu przerwal.
- Miales odpowiadac na pytania.
- A wiec zaczne od ork?w. Pewnie o nich czytales. To obrzydliwe
stwory. Ci co nas zaatakowali to elita. Potezne barki, mn?stwo blizn i
Shu'ak. Shu'ak to tatuaze robione orkom- elicie - kt?rzy zabili ponad
tysiac ofiar w swoim nedznym, plugawym zyciu. Teraz ich przyw?dca.
Najokrutniejszy, zyjacy ork. Nie wiem czemu byl taki spokojny. W
ostatnim starciu zrobil mi to... - i tu Greven przerwal odslaniajac bok, na
kt?rym widniala wielka blizna, a wok?l niej mniejsze. - Najpierw sieknal
toporem, potem wbil te parszywe zebiska.
Dalej rugowie. Pewnie myslisz, ze to tylko bajki, ale na wschodzie lezy
miasto, Wehklan. W jego podziemiach zyje masa tych bydlak?w. Pewnie
slyszales o tajemniczych zniknieciach ludzi z tamtych stron. Zachcialo im
sie dobrego miesa. A ten czart- nikt jeszcze z nim nie wygral. Uzywa
magii. Do tej pory osobiscie tylko o nim slyszalem. Musial opetac umysl
Nortura i przyszykowac na nas zasadzke... No to chyba wystarczy.
Drugie pytanie brzmi...?
- Drugie pytanie brzmi czemu mnie uderzyles?
- Czemu? Odpowiedz jest prosta. I tak bys zemdlal, a jak nie to
ucieklbys oszolomiony widokiem tych bestii gdzies do lasu, a potem...
potem mogloby sie zdarzyc duzo rzeczy. Nadeszla moja kolej, ale wiesz
co? M?w dalej, to sie robi ciekawe.
10 Skoro nalegasz. Jak to zrobilem? No wiesz, te strzaly, szybkosc...
Nagle Greven niespodziewanie wzial luk i zrobil to samo.
- O to ci chodzilo? - spytal rozluzniony Greven.
- Tak, tak, a jak... - staruszek nie dal mu dokonczyc.
- Jutro moze ci powiem, teraz jestem zmeczony. - po czym odszedl
kilka krok?w i dodal. - Idziesz spac?
Robilo sie juz powoli ciemno. W lesie bylo tylko slychac huczenie s?w.
Ethril juz nie odwazyl sie spytac Grevena o cokolwiek. W milczeniu
zjedli kolacje skladajaca sie z suchego chleba i wina. Potem jeszcze Ethril
przy swietle ogniska czytal przez chwile, ale po jakims czasie znuzyl go
sen. Kiedy otulal sie juz ostatnim kocem cos go zaniepokoilo. " Nie ma
Grevena! Do diabla z nim!". Nie mial czasu juz nawet na myslenie, sen
byl silniejszy.
Kiedy rano wstal zn?w zobaczyl czuwajacego nad nim Grevena. "Jak on
to robi, nie spi czy co?" pomyslal Ethril. Greven spokojnie dojadl
ostatnie kesy upolowanego zajaca i powiedzial:
- Idziesz do domu czy ze mna?
- C.. co? Jak to z toba? - zdziwil sie Ethril. W jego glosie mozna bylo
wyczuc duzo strachu.
- Jesli p?jdziesz do domu, zn?w tylko nudy, a jesli ze mna - tu wzial
gleboki oddech.- Jesli p?jdziesz ze mna to odpowiem ci na wszystkie
pytania. Ksiazek ci nie zabraknie, a i potrenujesz sobie troche.
Ethril nie wiedzial co robic. Pierwszy raz w zyciu dostal tak jakze
oczywista, ale trudna do podjecie decyzje. Glowa zaczela go bolec.
Chwile sie jeszcze krzatal i rzekl:
- A gdzie idziesz?
- Do Gujenny. Znasz to miasto? Bardzo piekne, goscinne i bardzo
drogie. Ale nie martw sie, mam sporo pieniedzy.
- Nie znam tego miasta. W jakim kierunku bysmy szli?
- Na wsch?d. Wiec idziesz czy nie?
- Ide. - wypalil Ethril.
- Brawo. Meska decyzja. Mozemy wyruszyc dzisiaj po poludniu. Ale
chyba nie myslisz, ze zrobimy to o pustym zoladku?
Humor Grevena wyraznie ulegl zmianie na lepsze. Przedtem byl
zarozumialy, pyszny i gburowaty, teraz widocznie cos sie stalo- cos
dobrego. Kwadrans po dziesiatej Greven zaproponowal wsp?lne
polowanie. Kiedy ten pokazywal mu nowe sciezki i zakatki, w kt?rych
mozna znalezc cos "dobrego", zmysly wechu i wzroku Ethrila
zareagowaly dosc szybko. Z poczatku myslal, ze to "normalni" ludzie.
Stopniowo kiedy sie zblizal zaniepokoilo go to, ze nie slyszal zadnych
odglos?w. Powoli zblizyl sie do krzewu, zza kt?rego widzial dym.
Wyszedl troche ostroznie, lekajac sie o to, aby przypadkiem nie spotkal
kogos mentalnosci Grevena ( inaczej dostalby za to, ze poczul dym, a ktos
o niego by sie martwil, ze ten i tak by zemdlal...). Po kr?tkim rozeznaniu
domyslil sie, ze ktos tu ma swoje obozowisko. Rozejrzal sie troche i z
powodu glodu siegnal po kawal chleba lezacego wewnatrz sporego
sk?rzanego namiotu. Konstrukcja wydawala sie niestabilna, chociaz
wytrzymywala towarzyszacy im dzisiaj wiatr. W srodku stala beczka,
kt?ra ktos obral za sw?j magazyn na bronie. Po jego lewej znajdowala sie
mala sk?rzana mata zwinieta w klebek ( najwyrazniej ktos mieszkaniec
tego namiotu lubil wygody, i sk?ra sluzaca za l?zko mu nie wystarczala).
Po kr?tkim odpoczynku na sk?rzanym siedzeniu Ethril pobiegl z nowina
do Grevena.
- Znalazlem obozowisko. - powiedzial troche niepewnym glosem.
Zastanawial sie czy nie m?glby jeszcze sam wykorzystac wszystkiego co
znajdowalo sie w nowo odkrytym miejscu. - Chyba nikogo tam nie ma,
wiec poczestowalem sie jablkiem.
- Zaprowadz mnie tam, moze sie tam troche zatrzymamy, bo zbiera sie
na burze, a lepszego schronienia nie widze.
- To w tamtym kierunku, moze jakies p?l kilometra. - wskazal gestem
miejsce, z kt?rego niedawno przyszedl. - Tam ktos chyba byl bo
widzialem nie ugaszone ognisko.
Ostatnia wiadomoscia Ethril minimalnie popsul humor jego
towarzyszowi. Chodzilo mu tylko o to, ze nie dowiedzial sie tego z
pierwsza porcja wiadomosci.
Kiedy dotarli na miejsce, ognisko ledwo sie tlilo, bo zaczelo mzyc.
Greven, niczym wybredny traper najpierw sprawdzil obszar dookola
obozowiska, a nastepnie rozejrzal sie w srodku. Kiedy nie zobaczyl nic
niebezpiecznego oraz czegos co mogloby w szczeg?lny spos?b
przyciagnac jego uwage oznajmil, ze zostana tu do momentu kiedy nie
przestanie padac. Dziczyzny, gl?wnie saren i zajac?w mieli sporo, choc i
tak nie musieli naruszac swych zapas?w, poniewaz staruszek odkryl pod
owym miekkim siedzeniem mala spizarke. Greven jeszcze tylko nacial
troche g?re namiotu i zwiazal z niej taki lejek aby caly deszcz skapywal
do wielkiego buklaka. Poczatkowo Ethril nie dowierzal, ze woda
deszczowa nadaje sie do picia, lecz kiedy jej skosztowal, uznal, ze
wyraznie sie mylil.
Pogoda nie poprawiala sie, a ich podr?z do Gujenny nadal zwlekala. Na
cale szczescie, po trzech dniach zaczelo sie przejasniac. Wszystko
potoczylo sie po ich mysli, bo nie musieli naruszac zapas?w do miasta.
Kiedy mieli juz wyruszac, mlokosowi przypomniala sie jeszcze jedna
rzecz.
- Pamietasz jak powiedziales, ze "potem" odpowiesz na moje pytania?
- Pamietam. Zmierzasz do tego, skad ta moc? - Ethril chetnie
przytaknal. - Mhm. Zaczne od poczatku. R?zne rasy maja r?zne historie,
dlatego opowiem ci ta ludzka. Najpierw byli bogowie gl?wnych ras, i
jeden kt?ry byl wszystkimi trzema i wladal wszystkimi. B?g elf?w- Rell,
b?g krasnolud?w- Worten, b?g ludzi- Sigram oraz b?g bog?w- Hob. Nie
bede wspominal o mniejszych bozkach. Pewnego dnia Rell i Worten
pokl?cili sie. Kazdy z nich posiadal bardzo potezna bron. Jesli ich bronie
mialy kiedykolwiek sie zderzyc, to r?wniez miala sie wydarzyc wielka
katastrofa. W dniu wielkiej kl?tni doszlo do bitwy miedzy elfem i
krasnoludem. I stalo sie. Ich bronie prysly uderzajac w Slonce. Kawal
Slonca odpadl i uderzyl w lodowaty ksiezyc. Tak, my teraz zyjemy na
tym kawale. Niestety, wraz z dwoma swoimi bracmi zginal takze Sigram.
Do dzis w Kr?lestwie Burii, czyli bog?w, zyja tylko ci malo znaczacy
bozkowie oraz Wielki Hob. Stad wziela sie nienawisc, a w kazdym badz
razie niechec do siebie krasnolud?w i elf?w. Ludzie jak zauwazyles sa
neutralni. I gdy tak wyksztalcily sie trzy gl?wne rasy, to elfy- nie ludzie
wysunely sie do przodu.
Ethril sluchal jak w transie, kiedy nagle sie z niego wyrwal i rzekl:
- Tak, tak, tak, a co to ma do mojego pytania?
12 Najpierw musiales poznac historie naszej ziemi. Zaraz
odpowiem na twoje wlasciwe pytanie, tylko dodam, ze ziemia
teraz dzieli sie na Stary Swiat: Striland, Khu-ben i Ragberg,
oraz Nowy Swiat czyli wszystko co do tej pory nie odkryte.
Teraz przejdzmy do rzeczy. Troche zmienie temat. Kazde
panstwo, miasto czy nawet czasami wies ma swoja obrone.
Obrona to nie tylko wszelkiego rodzaju balisty, katapulty,
mury i og?lnie rzecz biorac fortyfikacje, obrona to tez armia.
Krasnoludy maja swoja armie, a ich elitarna jednostka
zwana jest Breh-Agul, ludzie maja swoja armie i nie maja
elitarnej jednostki, chyba, ze mozemy do niej zaliczyc
mag?w. I elfy maja swa armie oraz elitarna jednostke zwana
Wysokimi. Tak sie sklada, ze kazda elitarna jednostka
potrafi cos specjalnego: magowie- czaruja, Breh-Agulowie sa
berserkerami, a Wysocy- wzial gleboki oddech. – Wysocy
potrafia duzo, bardzo duzo na przyklad to co ty zrobiles w
walce z orkami i Rugami. Potrafia korzystac z magii natury,
umyslu, zywiol?w, potrafia wazyc trudne mikstury, walcza
jak nikt inny.- przez chwile wydawalo sie, ze zmieni temat.
Czy wiesz jak sie nazywa kr?l Strilandu? Ma na imie
Trenthill, a jego malzonka L?ra. W drzewnym kregu
rozmawialem z nimi o tym co zrobiles. Byli zdumieni,
aczkolwiek nie zaproponowali nic.
Ethril nie wiedzial, ze to kolejne klamstwo ze strony kamrata. Klamstwolecz
na korzysc obydwu. Klamstwo, kt?re moze zmienic przyszlosc.
Po tym jak Greven zakonczyl swa wypowiedz, obydwaj spakowali swoje
juki i ruszyli w podr?z. Na swa wyprawe zabrali tylko to, co niezbedne,
czyli jedzenie, wode i bron. Poniewaz Ethril nie byl bardzo majetny, to
Greven sponsorowal cala podr?z i to on musial zabrac potrzebne
pieniadze. Greven przypial jeszcze starannie do boku pochwe i usytuowal
w niej miecz. Ethril poszedl w jego slady i zrobil to samo po czym
stwierdzil, ze nie bedzie ni?sl luku az do samej Gujenny. Odpial cieciwe i
szybko zwinal ja w klebek. Sam trzonek schowal do wszystkich tobol?w.