• Welcome to Forum graficzne Burning-Brushes.pl. Please log in or sign up.
 

Wysocy

Zaczęty przez Ichigo^, Czerwiec 21, 2008, 01:05:28

Poprzedni wątek - Następny wątek
Na wstepie chcialbym napisac, ze ksiazke zaczalem przed rokiem , pisalem 2 miechy i potem za duzo obowiazkow aby cos dalej pisac..
O ile sie podoba bede pisal dalej..
Do kazdego rozdzialu bede dawal nowy temat, bo tak to ksiazka za duza jest...
PS: Moj nick pochodzi od glownego bohatera..
PSS: Nigdzie nie publikowane, wy jestescie pierwsi ktorzy to widza...
PSSS: Kiedys dam tlumaczenia do "mojego jezyka" ktory tu wystepuje...
PSSSS: Troche takie pospolite  (czasy Tolkiena.. ahh .. jak mialem 11 lat tak sie fajnie czytalo :P ) ale to mialo byc tylko dla mnie :P Wiec.. no .. nic :)

PROLOG:
DZIWNA OPOWIESC R?WNIE DZIWNEGO PRZYBYSZA




- Szybko, biegnij zanim bedzie za p?zn...
Feianowi przerwalo kucie w piersi. Nawet sie nie spostrzegl, gdy w jego
piers wleciala druga, a za nia trzecia strzala. Nie bylo odwrotu. Wielki
Kr?l i zarazem wojownik padl na ziemie niczym kloda. Teraz juz zostali
tylko dwaj : Anborn i najwierniejszy sluga Reh'Agula, czyli
najpotezniejszy z wszystkich nekromant?w Val Ferh.
- Twoja misja dobiegla konca, nie wywiazesz sie z obietnicy nedzny
elfie...- rzekl lodowatym glosem Val Ferh.
- Reven Verde val kua'h elza mera, gin!!!
Kiedy elf wypowiedzial te slowa nekromanta rzucil sie na niego jakby byl
opetany. Po pierwszych kilku minutach walki mogloby sie wydawac, ze
to Anborn jest g?ra. W tym momencie czarnoksieznik wyciagnal
Morad'ra. Miecz ten byl bardzo znany juz w dawnych czasach. Zostal
wykuty przez samego mistrza Wen Oram. Zawsze sluzyl zlej stronie.
Zabijal juz takie osoby, ze Anborn wydawal sie wlasciwie smieszny.
Mlody ksiaze sie jednak nie poddawal. Teraz wydawalo sie, ze walka jest
skonczona. Anborn wbil miecz w przeciwnika. Niestety byla to czarna
magia i odbicie Zlego rozproszylo sie niczym bagienna mgla. Kiedy
spostrzegl sie, ze jest za p?zno, poczynil wszelkie starania, aby tego
chronic.
- Ves Vel'loth, Ra', ves la respe!
Nie, nie... ksiaze nie postradal zmysl?w. Wypowiadajac te stare, a
zarazem mroczne slowa, dobrze wiedzial co robi. Wiedzial r?wniez to, ze
zaraz umrze.
- Nie, nie, nie, Najswietsza Ofiara, nieee...
W tejze chwili z elfa blysnelo oslepiajace swiatlo. Jego cialo teraz
bardziej przypominalo sitko pelne niebieskich plam. On sam, jeszcze
resztkami sil uni?sl Pradawna Ksiege. Uczynil jeszcze w powietrzu kilka
szybkich gest?w i Ksiega znikla. Wtedy tez z strzep?w jego ciala wybuchl
niebieski promien. Powstalo cos bardzo dziwnego, podobnego do
pewnego rodzaju portalu. Z tegoz portalu zaczely teraz sie wylaniac
przer?zne potwory, kt?re pedzily w kierunku nekromanty. Na samym
czele dziwnej armii staly chimery. Te stworzenia jednak nie oparly sie
tarczy energetycznej Zlego. Potem juz bylo gorzej. Na samym koncu z
portalu wylonila sie pojedyncza postac. Byl to duch Anborna. Trzymal w
reku cos, co przypominalo kule. Bez zadnych skrupul?w cisnal nia w
tarcze, kt?ra po chwili wraz z nekromanta znikla z powierzchni Swiatyni.
Tak zakonczyl opowiadac swa opowiesc dziwny przybysz.
- Tak, tak, dziekuje za brawa. Czy ktos z was mlokosy moze mi
powiedziec gdzie jest Przesmyk Crod? Aaa... nie warto marnowac czasu,
pewnie takie dzieciaki nie wiedza jak trafic do domu...
- Zaraz, zaraz. Skad ty...ehm.. to jest pan, a wlasciwie to jak sie
nazywasz i skad przybywasz? Owszem opowiesc byla ciekawa, ale
jak mi powiesz to o co cie teraz poprosilem to moze ci pomoge...-
wyrwal sie jeden z chlopc?w sluchajacych podr?znika.
Byl to Ethril. Mlody chlopak, w tym roku mial konczyc 15 lat. Raczej
wygladal na malom?wnego, chociaz gadal za dw?ch. Pozory myla. W
jego przypadku bardzo czesto. Ethril nie mial ojca, byl na wychowaniu
matki. Nie byl zbyt pracowity, ale swoje lenistwo nadrabial mysleniem.
Jak na chlopca w swoim wieku, byl dosc wysoki i szczuply. Mimo, ze
postura przypominal typowego miesniaka, wcale nie grzeszyl sila. Wolal
uzywac glowy i zrecznosci. Szczeg?lnie dobry byl w poslugiwaniu sie
lukiem. Kiedy w miescie odbywaly sie jakies zawody strzeleckie bral w
nich udzial i zazwyczaj wygrywal. Bardzo sie cieszyl, ze do pelnego
mestwa brakuje mu tylko trzech lat. Planowal wyjechac do Varad i tam
zaczac studia.
- Greven, tak na mnie m?wia, a przybywam z kazdego miasta, kt?re
odwiedze, a ty, jak masz na imie?
Po chwili przemyslen chlopak odpowiedzial.
- Ethril. Tak, czyli jestes wl?czega. Dobrze, powinienes byc nie grozny.
Zaprowadze cie tam. To dwa dni drogi stad.
- A wiec chodzmy.


PSSS: Za bledy przepraszam..
Sweet BB spalilo mnie na stosie..

nie ten dzia?, m?j drogi:) Aha, i rozdzia?y zamieszczaj w jednym temacie, najlepiej w odst?pie czasowym, ?eby ludzie mieli czas przeczyta? i skomentowa?:)


Taka dobra rada Wujka Samo Dobro.
And I was round when jesus christ
Had his moment of doubt and pain.
Made damn sure that pilate
Washed his hands and sealed his fate.
Pleased to meet you,
Hope you guess my name...?

ROZDZIAL I
PRZYGOTOWANIA W AMN'RO




Przygotowania do podr?zy (niepozornie szybkiej, ale bardzo meczacej)
uczynili w pobliskim miescie- Amn'Ro. Nie bylo to moze za duze miasto,
ale lezalo na szlaku handlowym z Krasnoludzkich Kopalni, az do granic
Puszczy Dzikich. Z tego tez wzgledu mieszkancy mieli wielkie wygody, bo
coraz to nowszych towar?w od coraz to nowszych kupc?w nie brakowalo.
Same miasto przypominalo jeden wielki targ. Zawsze- od 6 rano, az do 24
(sprawy bezpieczenstwa)- bylo tu
gwarno, ciasno, ale w niczym to nie odstraszalo ludzi przybywajacych
tutaj. Wrecz przeciwnie- sprawialo (i w
zasadzie tak bylo) to wrazenie miejsca bardzo zywego i wesolego.
Po uczynionych zakupach Greven i Ethril udali sie jeszcze do karczmy
"U Eryka", aby posluchac troche
plotek i sie napic.
- Prosze dwa piwa slodowe i... tak to wszystko.- powiedzial troche
niepewnie Ethril. Mial szczescie, ze
barmanka go zna. Przeciez jeszcze nie byl mezczyzna.
- Robie to naprawde ostatni raz. Przez ciebie mnie wyrzuca, zobaczysz.
W karczmie bylo tyle os?b, ze niekt?rych az to zniechecalo. Prawie kazdy
kto tu przyszedl wiecej niz piec razy,
uzaleznial sie od srodowiska bedacego w tym budynku.
Krecily sie tu r?zne typy. Najbardziej znany, a zarazem- co dziennajbardziej
pijany byl Bob Grube Denko. Tak
na niego wszyscy m?wili, i tak sie utrwalilo.
***
- Teraz najciekawsze, sam zobacz. Zaklady. Oczywiscie nie obyloby sie
bez naszego mistrza, Boba. Jeszcze nikt
z nim nie wygral. Hej, Greven, sluchasz co do ciebie m?wie? Dobry jestes
w te klocki?
- Mmm... Wiesz m?glbym spr?bowac, ale sam nie wiem.
- Widze, ze po jednym kufelku cie nie rusza, tak wiec mozesz isc.- i tym
samym popchnal go na srodek. Ten
wpadl na st?l zaklad?w.
- Ooo, kolejny smialek. Ile dajesz? Z reszta nie wazne ile dasz, i tak
wygram.- powiedzial Bob zataczajac sie na
st?l- No to ile? Piec ferling?w, dziesiec?
- Niech bedzie piec, a teraz twoja kolej...
- Grelring, tak jeden grelring. Dobra, wlewaj nie gadaj !-Wyraznie
podbudowany okrzykami radosci krzyknal na
barmana.
Konkurs trwal nadzwyczaj dlugo. Niekt?rzy zaczynali powatpiewac w
Boba. Kiedy i jeden i drugi ledwo stali na
nogach, to wbrew pozorom, doslownie o ulamek sekundy Bob padl jak
niezywy na drewniana posadzke. Zaraz
za nim "uczynil" to Greven. R?znica nie byla prawie zauwazalna, tak
wiec obaj dostali po polowie puli czyli po
piecdziesiat dwa i p?l ferlinga.
Godzine p?zniej Greven zawleczony do gospody przez Ethrila slodko
spal. W p?l nastepnego dnia mieli wyruszyc na wedr?wke, czyli mieli
jeszcze czas na to, aby sie wyspac i zalatwic pozostale sprawy.
***
Kiedy nastal ranek, wraz z pianiem koguta wstal i Ethril. Ku jego
zaskoczeniu Grevena juz nie bylo. Kiedy wyjrzal przez okno, zauwazyl
jak ten niesie to, czego nie udalo im sie wczoraj kupic. Tym sposobem
beda na miejscu o p?l dnia wczesniej.




ROZDZIAL II
WEDR?WKA DO PRZESMYKU


Pogoda im nie sprzyjala, padal deszcz. Mimo to i tak mieli dotrzec do
Przesmyku szybciej. Gdyby nie pasmo Malych G?r Snieznych, dotarliby
tam pewnie jeszcze dzis. Poza tym na ich drodze lezal jeszcze
"przyjemny" gosciniec i miasto Bordann. Ethril i Greven mieli sie
spotkac zaraz za wyjsciem z miasta, przy Krzyzu Tive. Greven byl tu
pierwszy, i to on czekal na Ethrila. W zasadzie byl tu przed czasem, ale
mlodzieniec i tak sie troche sp?znil.
- Gdzies sie wl?czyl!? Czekam na ciebie ee...- sam nie wiedzial ile
czekal na nieodpowiedzialnego chlopca.
- Czekasz na mnie dwadziescia minut. Czy to wedlug ciebie duzo?
Kazdy moze sie sp?znic. Tak, czy inaczej chodzmy juz i nie
przedluzajmy. Swoje matczyne wyklady bedziesz mi prawil przez cala
droge.- w tym momencie chlopak wzial gleboki oddech.-Sam nie wiem
czy dalej jest taka sama pogoda jak u nas. Jesli napotkamy burze,
bedziemy musieli przeczekac ja w jakiejs jaskini. Mam nadzieje, ze nie
spotkamy takze innych klopot?w, no wiesz...
- Wiem: wilki, karly, chochliki i inne stwory. O nich sie nie martw.
Najwyzej sie troche poobijasz. Gdybys spotkal sie twarza w twarz z
orkiem, ogrem, ergiem albo innym diabelskim nasieniem, wtedy
m?wilbys inaczej mlokosie.
- A, i prosze- nie m?w na mnie "mlokosie". M?w mi Ethril, albo jesli
chcesz, to Panie Ethril...
- Zaraz, zaraz. Panie to ty mozesz m?wic do mnie. Zrozumiane?
- Dobra, juz dobra.
Ethril i Greven stanowili towarzyszy pelnych kontrast?w, chociaz
potrafili sie dogadac. Przez cala droge do goscinca nie odzywali sie do
siebie. Powoli zaczelo sie przejasniac. Greven co chwila spogladal na
zaczytanego Ethrila. Po chwili rzekl:
- Widze, ze lubisz czytac. To malo spotykane. Co teraz czytasz? -
powiedzial, z wyrazna skrucha w glosie.
- "Dzieje czarownik?w - czyli jak zwarzyc dobra miksture. Tom 1". -
odpowiedzial bez namyslu chlopak. Zaraz potem dodal. - Wiesz co, chyba
nie najlepiej zaczelismy nasza znajomosc. Przepraszam.
- Nie ma sprawy chlopcze. Zaraz, mam tu cos dla ciebie. Trzymaj. -
Wreczyl mu ksiazke. Byla dosc sporych rozmiar?w. Okladke miala
zdobna w srebrne cwieki, a na niej napis gloszacy : " Prawdziwy wysoki,
czytaj mnie, lecz tylko wtedy, gdy potrzebujesz odnalezc sie." - Zastosuj
sie do tego wiersza. Nie zagladaj do niej, p?ki nie bedziesz musial. Kiedy
zas przyjdzie na to kolej, czytaj jej tresci bardzo dokladnie. Niewiele
os?b zaskarbilo tego zaszczytu, aby w og?le m?c ogladac okladke tej
ksiazki. Szanuj ja.
- Czy m?glbys mi powiedziec, czemu nie moge jej otworzyc teraz? Poza
tym, jesli jestem gotowy w tej chwili, to czy tez mam... Wraz z tymi
slowami, Greven wybuchnal.
- Czy ja sie wyrazilem jasno!? Nie zartuj chlopcze, jesli jest tak
napisane, to sie do tego zastosuj! - Potem w riposcie na wczesniejsze
slowa skruchy Ethrila, powiedzial - Nie denerwuj mnie. I nie zmuszaj
abym cie przepraszal po raz drugi.
Kiedy dotarli do pasma G?r Snieznych, bylo jeszcze dosc wczesnie.
Rozbili chwilowy ob?z. Ethrilowi przypadlo oczywiscie najtrudniejsze
zadanie. Mial pozbierac suchy chrust. Po takiej pogodzie, trudno bylo o
cokolwiek suchego. Chlopiec jednak sie nie poddawal. Zebral mala czesc
chrustu i ulozyl w kupke. Tymczasem Greven znalazl krzemienie. Kiedy
ich obiad dobiegl konca mieli przed soba najtrudniejsze zadanie tejze
podr?zy do wykonania. Przejscie przez G?ry Sniezne.
Ethril przez chwile siedzial zamyslony. Potem spojrzal z ciekawoscia na
Grevena. Sam nie byl pewny, ale zdawalo mu sie, ze ujrzal kawalek
spiczastego ucha zza kaptura swego towarzysza.
- Moglibysmy isc na okolo, ale to bite dwa dni drogi wiecej.
- Przeciez nic nie m?wilem. Mozemy ruszac.
Przez nastepne p?l dnia, wspinali sie, pokonujac coraz to odleglejsze
partie g?r. Przed zmrokiem spoczeli padnieci w jednej z wielu jaskin.
- Wspinaczka w nocy jest niebezpieczna. Musimy poczekac do rana. –
Stwierdzil Ethril.
- Bedzie troche zimno. Wez moje futro. Mi nie jest potrzebne. –
Odpowiedzial mu Greven podajac niedzwiedzie futro.
Ethril bez slowa wzial podarunek. Bylo mu troche niezrecznie, poniewaz
jego towarzysz lezal tyko na jednym futrze. Tymczasem on mial koc z
dw?ch. Nie protestowal jednak. Greven i Ethril rozmawiali jeszcze
troche. Nie mogli czynic tego za dlugo, aby nastepnego dnia miec sily na
dalsza wedr?wke.
Kolejny dzien zaczal sie udanym sniadaniem.
- To jeszcze tylko jedno zejscie z g?ry i jedno miasteczko- Bordann. Od
tego miasteczka tylko rzut beretem i jestesmy w Przesmyku. Osobiscie
sadze, ze Bordann nie jest goscinnym miastem. Kiedys tam bylem i
wygnali mnie za czytanie ksiazki w karczmie. - tymi slowami Ethril
"obudzil" Grevena z zamyslenia.
- Uzupelnimy tam zapasy. - odpowiedzial szorstko kompan.
Droga mijala im swobodnie. Podczas podr?zy, Ethril popisywal sie
swymi zdolnosciami luczniczymi. Greven caly czas udzielal mu rad. Sam
nie wiedzial, ze robi tyle bled?w. Po drodze do Bordann, zaczepil ich
mezczyzna. Byl to chyba kupiec.
- Ooo, widze ludzi. Jak milo? W czym moge sluzyc? Najlepsze strzaly,
groty- i to nie tylko do strzal...
- Chcialb... - Greven zlapal mlodzienca za ramie, odsuwajac go od
kupca.
- Chcial powiedziec, ze zegnamy pana.
Kiedy odeszli bezpieczna odleglosc, tak aby urazony kupiec nie m?gl nic
uslyszec, Ethril spytal z wyrzutem:
- Czemu to zrobiles?
- Ach, slodki naiwniak. Nie widziales jego zabaweczek. Wytrychy, eter,
klucze uniwersalne. Wyposazenie poczatkujacego zlodzieja. Jesli sie
prosisz, zeby zabral ci kilka ferling?w to idz, teraz cie nie trzymam.
Dalsza czesc drogi poszla latwo. Po poludniu byli kilometr od Przesmyku.
Wiekszosc czasu spedzili w milczeniu. Po jakims czasie Greven jednak
rzekl.
- Tu rozbijemy ob?z. Wole zaczekac do jutra. Robi sie powoli ciemno, i
to obawiam sie, ze nie tylko wizualnie...
- Co masz na mysli? - Spytal Ethril z nutka strachu w glosie.
- Nic, po prostu dzis mam zle samopoczucie. - Sklamal Greven.
- Da sie zauwazyc. - Chociaz odpowiedz Ethrila wygladala naturalnie,
wiedzial, ze Greven cos ukrywa. Nie wiedzial tylko co. Kompani podr?zy
rozmawiali jeszcze jakis czas. Kiedy zauwazyli, ze robi sie bardziej zimno
niz zwykle poszli spac. Greven co prawda zasnal, lecz w glowie Ethrila
krazyly r?zne mysli. "O co mu chodzi z ta ciemnoscia- nie tylko
wizualna? Podejrzany typ. Do Przesmyku i ani kroku dalej, o nie, mowy
nie ma! Czasami, nie co ja gadam... prawie zawsze mnie przeraza!".
Mlody chlopak ustalil jeszcze kilka rzeczy, po czym poszedl spac.
Przyszlo mu to z niezwyklym trudem, choc zawsze lubil sobie pospac.
Nastepnego dnia obudzil sie dosc p?zno. Greven juz siedzial i na niego
czekal.
- Sniadanie masz na pienku. Nie chcialem cie budzic. - Po chwili
zamyslenia dodal. - Jedz! Szybko p?ki wystygnie!
- Dziekuje. Gdybysmy wstali rano, na pewno bym sie nie wyspal.
Naprawde, serdeczne dzieki...
Po kr?tkim dialogu Ethril zastosowal sie do retorycznych wskaz?wek
towarzysza, i szybko zjadl sniadanie. Dzis - od wielu dni - czul sie
naprawde dobrze. Mimo tak mlodego wieku i zrecznosci, jago kondycja
stala na dosc niskim poziomie. Ostatnio strzrzykalo mu w karku i
nadgarstku- czego naprawde nie lubil.
Przez nastepny kwadrans chlopiec sie pakowal. Pozostalo jeszcze zgasic
ognisko i ruszyc w dalsza droge.
- Skoro ci sie nie spieszy, mozemy isc przez troszeczke dluzsza droge,
ale za to jaka urocza! - Wystrzelil Ethril bez zastanowienia.
- Dzis mam dobry humor. O ile dluzsza jest ta droga? - Kiedy chlopak
skladal sie do odpowiedzi, Greven nie dal mu zaczac. - A tak w og?le to
skad wiesz, ze mi sie nie spieszy? - Dodal z wyraznym rozluznieniem w
glosie.
- Domyslam sie. W Przesmyku mogles byc wczoraj. Kazales rozbic
ob?z, wiec pomyslalem, ze ci sie nie spieszy. Wracajac do poprzedniego
pytania. - Ethril wzial oddech. - To zalezy od tego czy bedziesz chcial
podziwiac widoki czy nie? Jesli porostu przejdziesz obok nich obojetnie,
to podr?z wydluzy sie o dwie godziny. Za to jesli bedziesz chcial troche
sie przyjrzec temu co zobaczysz. Mmm... Podr?z potrwa o trzy, moze
cztery godziny wiecej.
"Sprytny jest. Potrafi sie wywiazywac z r?znych niekorzystnych sytuacji.
Potrafi tez wiazac logicznie fakty. Zastanawiajace..." pomyslal chwile
Greven.
- Wybieram dluzsza droge ze zwiedzaniem, kapitanie!
Przez godzine krazyli na zboczu malego boru, na kt?rego koncu
znajdowal sie Przesmyk. Kiedy weszli pokonujac serie galezi, dostrzegli
przepiekny widok. Przed nimi rozposcierala sie jasnozielona polana
wyscielana przer?znymi kwiatami. Przez srodek polanki plynal malutki,
najczystszy strumyczek jaki kiedykolwiek widzieli. Wyplywal z stosu
kamieni, jakby ulozonych specjalnie dla niego i splywal do czegos, co
przypominalo mala jaskinie i ginal w jej objeciach. Wszystko otaczaly
przepiekne, ciemnozielone cedry. Wygladaly, jakby ktos sadzil je
specjalnie w jednym rzedzie. Wszystko zostalo podkreslone przez
promienie czerwonego slonca, padajacego na ten przepiekny widok
nadajac mu jeszcze bardziej bajeczna aure. Chwile tak stali w zadumie i
przypatrywali sie wszystkiemu, jakby nie bylo prawdziwe. Po chwili
Greven przem?wil. W jego glosie odczuwalo sie zdziwienie i chec zostania
tutaj.
- Maly, zaskakujesz mnie. Jesli wszystkie widoki dor?wnuja temu,
badz go przewyzszaja, to niech nasza podr?z ciagnie sie jeszcze cala
wiecznosc.
- To miejsce jest najpiekniejsze. Inne moze mu nie dor?wnuja uroda,
ale nie sa od niego duzo brzydsze. - Powiedzial z podnieceniem
Ethril.
Potem przeszli obok polany, tak, aby jej nie zniszczyc. Nastepnie szli
przez male wzg?rza, ale wystarczajaco duze, zeby zobaczyc co sie dzieje
na drugim koncu lasu. Przez nastepne trzy godziny Ethril pokazal
towarzyszowi prawie wszystkie widoki godne uwagi, kt?re znal. Kiedy
przyszedl czas na zejscie na d?l i dalsza podr?z (jesli ten kawalek drogi
mozna tak nazwac) do Przesmyku.
Kiedy szli gl?wna droga, z oddali mozna bylo dostrzec postac czekajaca
na Grevena.
- To Nortur. Przywitaj go z powaga. Jesli chcesz, oczywiscie. Nic cie
juz nie trzyma mlokosie. - Wskazal reka na zarysy postaci opierajacej sie
o duzy dab.
- P?jde dalej. Czuje, ze moze byc ciekawie. - Sam nie wiedzial, ale na
prawde czul, jakby ktos kazal mu isc z dalej.
Kiedy sie zblizyli na odleglosc 5 metr?w od Nortura poczuli nagly
powiew zimnego wiatru. Greven znal juz to uczucie. Rozwscieczony
wykrzyczal:
- Zdrada! Chlopcze lap luk! Kolczan lezy za toba. Strzelaj!
Gdy jeszcze nie skonczyl m?wic, zza drzew wylonily sie dwa oddzialy. Po
ich prawej oddzial ork?w. Bylo ich okolo 10. Byli uzbrojeni po zeby, w
takie bronie, o kt?rych Ethril nawet nie snil. Ich przyw?dca siedzial
spokojnie po prawicy Nortura. Po lewicy, oddzial rug?w. Ethril tylko o
nich czytal i sadzil, ze z zginely wraz z nastaniem Trzeciej Ery Dobra.
Mylil sie. Rugowie byli czyms na podobienstwo minotaur?w - byli ich
ciemna strona. W odr?znieniu od minotaur?w, byli czarni, a ich rogi
plonely jasnym, czerwonym ogniem. Kazdy z nich u boku mial zapasowy
top?r. W reku zas mieli cos na rodzaj wielkiego mlota. Z kolei ich
przyw?dca byl od nich duzo wyzszy i mial skrzydla, kt?re rozciagaly sie
na 10 metr?w. Po chwili bez zastanowienia Ethril siegnal po luk. Kolczan
pelen strzal zawiesil tak, aby ten mu nie przeszkadzal w walce. Rozejrzal
sie jeszcze przez chwile, poniewaz wiedzial, ze walka na dystans nie
bedzie trwala caly czas. Gdy zobaczyl miecz - wedlug niego - zbednie
zwisajacy u boku Grevena, wyjal go z pochwy i przypial do pasa. W
nastepnym ulamku sekundy bez wahania naciagnal strzale na cieciwe.
Jeszcze chwile wymierzyl, starajac sie zachowac trzezwy umysl. Sam nie
wiedzial w kogo celowac. Nagle reka mu zadrzala i strzala poszybowala
prosto w czolo Nortura. Ten zawyl bolesnie i upadl. Po chwili w?dz
rog?w krzyknal cos w niezrozumialym jezyku. Zaraz po nim uczynil to
w?dz ork?w.
- Wojna sie zaczela, a chlopcy sa glodni! - Powiedzial grubym glosem
R?g.
- Ty umiesz m?wic! Ostatnim razem nie byles skory do rozmowy. -
Odpowiedzial niespodziewanie Greven. Przez chwile mozna bylo wyczuc
nutke humoru w jego glosie, choc to nie pasowalo do owej sytuacji.
- Co znaczy ostatnim razem!? - Rzekl oburzony Ethril. Poczul sie
oszukany. Lecz Greven nie dal mu czasu na namysly i odpowiedzial:
- Powiem ci p?zniej, teraz strzelaj!
Chlopak myslal o jednym: "Ratuj swoje zycie!", gdy niespodziewanie
zawladnela nim wielka sila. Sam nie wiedzial jak, ale zaczal tak szybko
strzelac, ze sam w to nie wierzyl. Jakby jakas niewidzialna reka
naciagala za niego cieciwe, a on tylko nakladal strzaly, Z tego co zdazyl
zauwazyc tylko jedna chybila. Teraz na polu walki zostalo juz ich tylko
czterech: on, Greven, w?dz ork?w i rog?w.
- Aarghh, chlopak, sila. - Potem wymamrotal cos do wodza ork?w i
znikneli.
- Czy moz... - Ethril nie dokonczyl. Greven uderzyl go rekojescia w
kark, a ten zemdlal.
Reszte wieczoru Greven przygotowywal ob?z. Znalazl sie on w jaskini.
W glowie Ethrila krazyly r?zne mysli. Caly swiat wirowal. Czasami sie
budzil, aby po chwili padac na koc jak trup. W koncu - po trzech dniach
- nadszedl czas kiedy wstal z koca i nie zemdlal.


[ Dodano: 21 Czerwiec 08, 00:27 ]
ROZDZIAL III
OB?Z, PYTANIA I ODPOWIEDZI



B?l. Potworny b?l przeszywal jego glowe. Przez chwile zastanawial sie ile
dni tak lezal. Nekalo go tez inne pytanie, a mianowicie czemu Greven to
zrobil, czemu go uderzyl? Pamietal tylko jakby przez mgle, ze chcial o
cos spytac Grevena, ale w tym momencie jego pamiec sie urwala.
Rozejrzal sie. Nikogo nie bylo, a wok?l lezaly toboly Grevena. " Jest
tutaj, ciekawe gdzie?" pomyslal Ethril. Bal sie tylko, zeby ten go znowu
tak nie urzadzil. Uslyszal cos, ale od razu zorientowal sie, ze to tylko jego
brzuch. Przeciez nic nie mial w ustach od trzech dni. Szybko doskoczyl
do buklaku z woda i wzial kilka porzadnych lyk?w. Nastepnie zobaczyl
dwa jablka. Bez zastanowienia zjadl najpierw pierwsze, a nastepnie
drugie. Kiedy tak przez chwile delektowal sie ostatnimi kesami jablka
uslyszal cos. Teraz byl pewien, ze to nie jego brzuch. Pomyslal sobie, ze to
Greven. Zawahal sie przez chwile i poszedl kreta sciezka. Cos mu nie
pasowalo. Zastanawial sie gdzie teraz jest. Sciezka wiodla w d?l doliny.
Kiedy doszedl do jej konca zauwazyl, ze nie ma zejscia na d?l. "
Zabladzilem, wracam do...". W tym momencie uslyszal jakby syk
niezadowolenia dobiegajacy dalej. Szedl w dobrym kierunku. Rozejrzal
sie jeszcze chwile i postanowil, ze skoczy. Normalnie taki pomysl
wydawalby sie mu samob?jstwem, bo od ziemi dzielily go dobre trzy
metry. Jeszcze przez chwile ocenil sytuacje, wzial gleboki oddech i zaczal
rozbieg. W koncu nadszedl moment skoku. Wydawalo mu sie, ze leci w
nieskonczonosc. Kiedy jednak spojrzal pod siebie zauwazyl, ze od rychle
zblizajacego sie twardego ladowania dzieli go juz tylko metr. Zamknal
oczy i przygotowal sie na nadchodzaca fale b?lu. Bardzo sie zdziwil,
kiedy jednak poczul grunt pod stopami, a nie poczul b?lu. Zachowal
jednak trzezwy umysl i poszedl dalej. Ujrzal jakby krag idealny zrobiony
z drzew. Owe drzewa wyrastaly z ziemi na wysokosc dw?ch doroslych
mezczyzn i konczyly sie kwietnymi koronami. Posrodku stal Greven.
Wygladalo jakby m?wil sam do siebie. Ethril uslyszal bardzo niewiele,
dlatego, ze bolala go glowa. Wyraznie slyszal jednak, jak jego imie
pojawia sie kilka razy w rozmowie Grevena. Kiedy ten pr?bowal sie
troche zblizyc, zeby uslyszec co m?wi Greven, niechcacy stanal na jakims
patyku, a ten lekko trzasnal. Greven gwaltownie sie obr?cil i podbiegl do
Ethrila.
- Co tu robisz?! - spytal oburzony Greven. W jego glosie, opr?cz
gniewu, mozna bylo uslyszec troske.
- Odpowiedz mi na moje pytania. - odpowiedzial wyraznie spokojny
Ethril. Po chwili opierajac sie o drzewo dodal. - Odpowiesz mi na moje
pytania to ja ci odpowiem na twoje. Zgoda?
Greven chwile myslal. Obszedl caly drzewny okrag kilka razy po czym
wr?cil.
- Zgoda, ale ty jedno pytanie, ja jedna odpowiedz i na odwr?t. -
postawil wyraznie warunek.
- Nie, ja dwa pytania na twoje jedno. - postawil sie mu Ethril.
- Niech bedzie. - odpowiedzial wyraznie zmeczony starzec. Nastepnie w
nie zakl?conej nawet szmerem wiatru ciszy udali sie na srodek kregu i
jakby na czyjs znak razem siedli na kamieniach. Greven jeszcze poprawil
peleryne i usiadl wygodniej. Ethril troche speszony chwile sie rozgladal, i
po chwili ( kiedy upewnil sie, ze nikogo i niczego nie ma) zaczal
odwazniej:
- Kim byli ci co nas zaatakowali?
Jeszcze przez chwile slowa uniosly sie w powietrzu, a Greven wygladal
jak marmurowy posag, pr?bujacy lapac je nie mogac sie ruszyc. Po
chwili jednak drgnal.
- Zaskoczyles mnie. Myslalem, ze powiesz cos w stylu :" Czemu ..." -
Ethril mu przerwal.
- Miales odpowiadac na pytania.
- A wiec zaczne od ork?w. Pewnie o nich czytales. To obrzydliwe
stwory. Ci co nas zaatakowali to elita. Potezne barki, mn?stwo blizn i
Shu'ak. Shu'ak to tatuaze robione orkom- elicie - kt?rzy zabili ponad
tysiac ofiar w swoim nedznym, plugawym zyciu. Teraz ich przyw?dca.
Najokrutniejszy, zyjacy ork. Nie wiem czemu byl taki spokojny. W
ostatnim starciu zrobil mi to... - i tu Greven przerwal odslaniajac bok, na
kt?rym widniala wielka blizna, a wok?l niej mniejsze. - Najpierw sieknal
toporem, potem wbil te parszywe zebiska.
Dalej rugowie. Pewnie myslisz, ze to tylko bajki, ale na wschodzie lezy
miasto, Wehklan. W jego podziemiach zyje masa tych bydlak?w. Pewnie
slyszales o tajemniczych zniknieciach ludzi z tamtych stron. Zachcialo im
sie dobrego miesa. A ten czart- nikt jeszcze z nim nie wygral. Uzywa
magii. Do tej pory osobiscie tylko o nim slyszalem. Musial opetac umysl
Nortura i przyszykowac na nas zasadzke... No to chyba wystarczy.
Drugie pytanie brzmi...?
- Drugie pytanie brzmi czemu mnie uderzyles?
- Czemu? Odpowiedz jest prosta. I tak bys zemdlal, a jak nie to
ucieklbys oszolomiony widokiem tych bestii gdzies do lasu, a potem...
potem mogloby sie zdarzyc duzo rzeczy. Nadeszla moja kolej, ale wiesz
co? M?w dalej, to sie robi ciekawe.
10 Skoro nalegasz. Jak to zrobilem? No wiesz, te strzaly, szybkosc...
Nagle Greven niespodziewanie wzial luk i zrobil to samo.
- O to ci chodzilo? - spytal rozluzniony Greven.
- Tak, tak, a jak... - staruszek nie dal mu dokonczyc.
- Jutro moze ci powiem, teraz jestem zmeczony. - po czym odszedl
kilka krok?w i dodal. - Idziesz spac?
Robilo sie juz powoli ciemno. W lesie bylo tylko slychac huczenie s?w.
Ethril juz nie odwazyl sie spytac Grevena o cokolwiek. W milczeniu
zjedli kolacje skladajaca sie z suchego chleba i wina. Potem jeszcze Ethril
przy swietle ogniska czytal przez chwile, ale po jakims czasie znuzyl go
sen. Kiedy otulal sie juz ostatnim kocem cos go zaniepokoilo. " Nie ma
Grevena! Do diabla z nim!". Nie mial czasu juz nawet na myslenie, sen
byl silniejszy.
Kiedy rano wstal zn?w zobaczyl czuwajacego nad nim Grevena. "Jak on
to robi, nie spi czy co?" pomyslal Ethril. Greven spokojnie dojadl
ostatnie kesy upolowanego zajaca i powiedzial:
- Idziesz do domu czy ze mna?
- C.. co? Jak to z toba? - zdziwil sie Ethril. W jego glosie mozna bylo
wyczuc duzo strachu.
- Jesli p?jdziesz do domu, zn?w tylko nudy, a jesli ze mna - tu wzial
gleboki oddech.- Jesli p?jdziesz ze mna to odpowiem ci na wszystkie
pytania. Ksiazek ci nie zabraknie, a i potrenujesz sobie troche.
Ethril nie wiedzial co robic. Pierwszy raz w zyciu dostal tak jakze
oczywista, ale trudna do podjecie decyzje. Glowa zaczela go bolec.
Chwile sie jeszcze krzatal i rzekl:
- A gdzie idziesz?
- Do Gujenny. Znasz to miasto? Bardzo piekne, goscinne i bardzo
drogie. Ale nie martw sie, mam sporo pieniedzy.
- Nie znam tego miasta. W jakim kierunku bysmy szli?
- Na wsch?d. Wiec idziesz czy nie?
- Ide. - wypalil Ethril.
- Brawo. Meska decyzja. Mozemy wyruszyc dzisiaj po poludniu. Ale
chyba nie myslisz, ze zrobimy to o pustym zoladku?
Humor Grevena wyraznie ulegl zmianie na lepsze. Przedtem byl
zarozumialy, pyszny i gburowaty, teraz widocznie cos sie stalo- cos
dobrego. Kwadrans po dziesiatej Greven zaproponowal wsp?lne
polowanie. Kiedy ten pokazywal mu nowe sciezki i zakatki, w kt?rych
mozna znalezc cos "dobrego", zmysly wechu i wzroku Ethrila
zareagowaly dosc szybko. Z poczatku myslal, ze to "normalni" ludzie.
Stopniowo kiedy sie zblizal zaniepokoilo go to, ze nie slyszal zadnych
odglos?w. Powoli zblizyl sie do krzewu, zza kt?rego widzial dym.
Wyszedl troche ostroznie, lekajac sie o to, aby przypadkiem nie spotkal
kogos mentalnosci Grevena ( inaczej dostalby za to, ze poczul dym, a ktos
o niego by sie martwil, ze ten i tak by zemdlal...). Po kr?tkim rozeznaniu
domyslil sie, ze ktos tu ma swoje obozowisko. Rozejrzal sie troche i z
powodu glodu siegnal po kawal chleba lezacego wewnatrz sporego
sk?rzanego namiotu. Konstrukcja wydawala sie niestabilna, chociaz
wytrzymywala towarzyszacy im dzisiaj wiatr. W srodku stala beczka,
kt?ra ktos obral za sw?j magazyn na bronie. Po jego lewej znajdowala sie
mala sk?rzana mata zwinieta w klebek ( najwyrazniej ktos mieszkaniec
tego namiotu lubil wygody, i sk?ra sluzaca za l?zko mu nie wystarczala).
Po kr?tkim odpoczynku na sk?rzanym siedzeniu Ethril pobiegl z nowina
do Grevena.
- Znalazlem obozowisko. - powiedzial troche niepewnym glosem.
Zastanawial sie czy nie m?glby jeszcze sam wykorzystac wszystkiego co
znajdowalo sie w nowo odkrytym miejscu. - Chyba nikogo tam nie ma,
wiec poczestowalem sie jablkiem.
- Zaprowadz mnie tam, moze sie tam troche zatrzymamy, bo zbiera sie
na burze, a lepszego schronienia nie widze.
- To w tamtym kierunku, moze jakies p?l kilometra. - wskazal gestem
miejsce, z kt?rego niedawno przyszedl. - Tam ktos chyba byl bo
widzialem nie ugaszone ognisko.
Ostatnia wiadomoscia Ethril minimalnie popsul humor jego
towarzyszowi. Chodzilo mu tylko o to, ze nie dowiedzial sie tego z
pierwsza porcja wiadomosci.
Kiedy dotarli na miejsce, ognisko ledwo sie tlilo, bo zaczelo mzyc.
Greven, niczym wybredny traper najpierw sprawdzil obszar dookola
obozowiska, a nastepnie rozejrzal sie w srodku. Kiedy nie zobaczyl nic
niebezpiecznego oraz czegos co mogloby w szczeg?lny spos?b
przyciagnac jego uwage oznajmil, ze zostana tu do momentu kiedy nie
przestanie padac. Dziczyzny, gl?wnie saren i zajac?w mieli sporo, choc i
tak nie musieli naruszac swych zapas?w, poniewaz staruszek odkryl pod
owym miekkim siedzeniem mala spizarke. Greven jeszcze tylko nacial
troche g?re namiotu i zwiazal z niej taki lejek aby caly deszcz skapywal
do wielkiego buklaka. Poczatkowo Ethril nie dowierzal, ze woda
deszczowa nadaje sie do picia, lecz kiedy jej skosztowal, uznal, ze
wyraznie sie mylil.
Pogoda nie poprawiala sie, a ich podr?z do Gujenny nadal zwlekala. Na
cale szczescie, po trzech dniach zaczelo sie przejasniac. Wszystko
potoczylo sie po ich mysli, bo nie musieli naruszac zapas?w do miasta.
Kiedy mieli juz wyruszac, mlokosowi przypomniala sie jeszcze jedna
rzecz.
- Pamietasz jak powiedziales, ze "potem" odpowiesz na moje pytania?
- Pamietam. Zmierzasz do tego, skad ta moc? - Ethril chetnie
przytaknal. - Mhm. Zaczne od poczatku. R?zne rasy maja r?zne historie,
dlatego opowiem ci ta ludzka. Najpierw byli bogowie gl?wnych ras, i
jeden kt?ry byl wszystkimi trzema i wladal wszystkimi. B?g elf?w- Rell,
b?g krasnolud?w- Worten, b?g ludzi- Sigram oraz b?g bog?w- Hob. Nie
bede wspominal o mniejszych bozkach. Pewnego dnia Rell i Worten
pokl?cili sie. Kazdy z nich posiadal bardzo potezna bron. Jesli ich bronie
mialy kiedykolwiek sie zderzyc, to r?wniez miala sie wydarzyc wielka
katastrofa. W dniu wielkiej kl?tni doszlo do bitwy miedzy elfem i
krasnoludem. I stalo sie. Ich bronie prysly uderzajac w Slonce. Kawal
Slonca odpadl i uderzyl w lodowaty ksiezyc. Tak, my teraz zyjemy na
tym kawale. Niestety, wraz z dwoma swoimi bracmi zginal takze Sigram.
Do dzis w Kr?lestwie Burii, czyli bog?w, zyja tylko ci malo znaczacy
bozkowie oraz Wielki Hob. Stad wziela sie nienawisc, a w kazdym badz
razie niechec do siebie krasnolud?w i elf?w. Ludzie jak zauwazyles sa
neutralni. I gdy tak wyksztalcily sie trzy gl?wne rasy, to elfy- nie ludzie
wysunely sie do przodu.
Ethril sluchal jak w transie, kiedy nagle sie z niego wyrwal i rzekl:
- Tak, tak, tak, a co to ma do mojego pytania?
12 Najpierw musiales poznac historie naszej ziemi. Zaraz
odpowiem na twoje wlasciwe pytanie, tylko dodam, ze ziemia
teraz dzieli sie na Stary Swiat: Striland, Khu-ben i Ragberg,
oraz Nowy Swiat czyli wszystko co do tej pory nie odkryte.
Teraz przejdzmy do rzeczy. Troche zmienie temat. Kazde
panstwo, miasto czy nawet czasami wies ma swoja obrone.
Obrona to nie tylko wszelkiego rodzaju balisty, katapulty,
mury i og?lnie rzecz biorac fortyfikacje, obrona to tez armia.
Krasnoludy maja swoja armie, a ich elitarna jednostka
zwana jest Breh-Agul, ludzie maja swoja armie i nie maja
elitarnej jednostki, chyba, ze mozemy do niej zaliczyc
mag?w. I elfy maja swa armie oraz elitarna jednostke zwana
Wysokimi. Tak sie sklada, ze kazda elitarna jednostka
potrafi cos specjalnego: magowie- czaruja, Breh-Agulowie sa
berserkerami, a Wysocy- wzial gleboki oddech. – Wysocy
potrafia duzo, bardzo duzo na przyklad to co ty zrobiles w
walce z orkami i Rugami. Potrafia korzystac z magii natury,
umyslu, zywiol?w, potrafia wazyc trudne mikstury, walcza
jak nikt inny.- przez chwile wydawalo sie, ze zmieni temat.
Czy wiesz jak sie nazywa kr?l Strilandu? Ma na imie
Trenthill, a jego malzonka L?ra. W drzewnym kregu
rozmawialem z nimi o tym co zrobiles. Byli zdumieni,
aczkolwiek nie zaproponowali nic.
Ethril nie wiedzial, ze to kolejne klamstwo ze strony kamrata. Klamstwolecz
na korzysc obydwu. Klamstwo, kt?re moze zmienic przyszlosc.
Po tym jak Greven zakonczyl swa wypowiedz, obydwaj spakowali swoje
juki i ruszyli w podr?z. Na swa wyprawe zabrali tylko to, co niezbedne,
czyli jedzenie, wode i bron. Poniewaz Ethril nie byl bardzo majetny, to
Greven sponsorowal cala podr?z i to on musial zabrac potrzebne
pieniadze. Greven przypial jeszcze starannie do boku pochwe i usytuowal
w niej miecz. Ethril poszedl w jego slady i zrobil to samo po czym
stwierdzil, ze nie bedzie ni?sl luku az do samej Gujenny. Odpial cieciwe i
szybko zwinal ja w klebek. Sam trzonek schowal do wszystkich tobol?w.
Sweet BB spalilo mnie na stosie..

W niekt?rych rozdzia?ach zbyt du?o dialog?w.
No i brak polskich znak?w.
Wg. mnie-nie ma klimatu.

Przeczytales :P ?Na serio...To dam dalej :P(Polskich znakow nie dam mam niem. klawiature...)

ROZDZIAL IV
PODROZ DO GUJENNY




Kiedy wyruszyli slonce juz mocno grzalo. Ethril czasem widywal takie
widoki kiedy byl jeszcze maly. Zlociste promienie odbijaly sie w
kaluzach. Z drzew spadaly jeszcze krople deszczu. Kiedy ?w jedna
kropla spadala i uderzala o nienagannie prosta powierzchnie kaluzy,
wyzwalaly do g?ry kilka nastepnych, kt?re w polaczeniu z promieniami
tworzyly piekne miniaturowe tecze. Droga, kt?ra szli byla piaskowa,
dlatego widac bylo gdzieniegdzie dzdzownice i pedraki pojawiajace sie
jak grzyby po deszczu. Ze wschodu i z zachodu otoczeni byli wysokim
lasem, chociaz szli goscincem. Las ten slynal gl?wnie z tego, ze w
przeszlosci sluzyl jako kryj?wka Orthena, bylego kr?la krasnolud?w.
Ethril slyszal jeszcze kiedys plotki, ze dawno temu ukrywali sie tu
assasyni, kt?rymi rzadzil Feltug Ranoge znany z swej okrutnosci i
bezwzglednosci dla kogokolwiek. Z tegoz powodu w sercu lasu
stoi pomnik na jego czesc, kt?ry wybudowali mu wsp?lczesni assasyni.
Po dluzszym milczeniu Greven zaczal temat.
- Wiesz, ze Gujenna to alchemickie miasto. Co czwarta osoba to
alchemik, zbieracz roslin badz Fahrel.
Mozesz poszukac troche okaz?w jesli chcesz. Jezeli sprzedasz to co
znajdziesz dam ci p?l sumy, kt?ra
dostaniesz. To chyba wystarczajaco, abys m?gl kupic sobie cos, ot tak,
dla zabawy.
- Dobrze, tylko skad mam wiedziec, kt?re okazy sa lepsze, a kt?re
gorsze? Poczekaj. - Usiadl na pniu i wyjal jakas ksiazke z plecaka. Po
chwili na jego twarzy ukazal sie usmiech. - Geenium Kal, Erwet Lores,
s?lcial Koba, Wilczy Mech i Kwiat Sander. Te okazy wystepuja w lasach
takich jak ten. Jesli je znajde...- tu urwal. - Ale daj mi swoje slowo, ze
dasz mi p?l sumy, kt?ra uzbieram.
- Slowo Grevena. - powiedzial z duma starzec.
- Jesli je znajde powinienem uzbierac jakies piec grelring?w.
- Az tyle? - zaniepokoil sie. - Sam mam przy sobie caly sw?j majatek,
to jest jakies... - przeliczal chwile na palcach. - Siedemdziesiat
grelring?w.
- Spotkamy sie o ?smej przy wyjsciu z lasu. Ja musze sie troche
zaglebic jesli mysle o takiej sumie.
Tymi slowami pozegnal Grevena. Poszukiwania szly nadzwyczaj trudno,
nie tak jak by sie spodziewal. Z czasem zaglebial sie coraz dalej w las. Po
drodze podziwial piekne widoki. Niekt?re go cieszyly inne zas wprawialy
w smutny nastr?j. Najgorszy byl pien drzewa, kt?ry wygladal jak stary
Sarid, kt?ry mieszkal kolo niego. Ethril zawsze jak byl maly podkradal
sie na pole Sarida i wyjadal mu przer?zne warzywa, az kt?regos razu
stary go zlapal. To jedno z gorszych wspomnien Ethrila z dziecinstwa.
Kiedy Ethril uznal, ze robi sie p?zno wr?cil z poszukiwan i szybko
pobiegl do wyjscia z lasu. Wiedzial, ze Greven nie lubi sp?znialskich.
Mial szczescie i zdazyl doslownie na ostatnia chwile.
- Co tam masz? - odrzekl Greven. Wygladal na spokojnego, bo nie
spodziewal sie tak wielu roslin ze strony Ethrila.
- Zobaczysz jak dojdziemy do miasta. A wlasciwie kiedy dojdziemy do
miasta? - spytal uradowany Ethril.
- Przy dobrej pogodzie, jakies - zastanowil sie przez chwile. - dwa dni.
A ty co taki uradowany? Pewnie masz duzo tych grzyb?w, co?
- Nie tylko grzyb?w, ale co ja ci bede m?wil. Sam zobaczysz w swoim
czasie. To chyba rozbijemy ob?z?
- Oj, po co ci ob?z? Droga i okolice sa spokojne, wiec mozemy isc.
Jutro po poludniu sie na chwile zatrzymamy.
Ta wiadomosc wyraznie pogorszyla nastr?j Ethrila. Nogi mial juz
spuchniete i dostal odparzen. Jego marzeniem w tej chwili bylo polozenie
sie na czyms wygodnym. Niestety, z Grevenem nie bedzie dyskutowal.
Jak powiedzial tak tez zrobili. Szli cala noc, moze z wyjatkiem dw?ch czy
trzech postoj?w, kt?re Ethril wymusil. Kiedy zaczelo sie przejasniac
Ethril niespodziewanie, ale zarazem chyba nieumyslnie wymusil dluzszy
post?j, poniewaz przewr?cil sie i zasnal. Z tegoz powodu ich podr?z
troche sie przeciagnela. Troche, bo Greven zbudzil mlodzieniaszka w
polowie snu, wylewajac mu zimne wiadro wody na glowe.
- C... co robisz do diaska?! - wyparowal niczym armata. Chlopiec
wygladal naprawde na zdenerwowanego.
- Nie denerwuj mnie. Spisz juz cztery godziny, w takim tempie to
mozesz spacerowac z jakas dziewka. - Po chwili dodal juz lagodniejszym
tonem. - Idz na slonce i sie troche wysusz, bo wygladasz jak zmokla kura.
- Wyprzedzajac szybko mysli Ethrila ciagnal. - Musialem cie obudzic w
ten spos?b, bo spales jak zaklety krasnolud!
Ethril szybko zastosowal sie do wskaz?wek Grevena. Suszenie sie nie
sprawilo mu klopotu, ale suszenie koszuli! Z tym musial troche poczekac,
bo len nie schnie zbyt szybko, nawet na mocnym sloncu. Kiedy ?w slonce
wzeszlo wyzej, Ethril przysiadl na kamieniu, na kt?ry docieraly jeszcze
promienie. Greven nagle wylonil sie zza jego plec?w i podszedl na zbocze
urwiska. Przez chwile spogladal w dal.
- Ty jestes elfem! Alez oczywiscie! - powiedzial szybko, ale zarazem
glosno chlopiec. Przez dluzsza chwile przygladal sie Grevenowi, az
zauwazyl te dwa dziwne szczeg?ly: szpiczaste uszy i tatuaz. Tatuaz ten
oznajmial, z jakiego rodu pochodzi Greven.
Greven tego nie skomentowal, ale kiedy Ethril przygladal mu sie dluzej
zobaczyl lekki usmieszek na jego pomarszczonej twarzy. "Ile jeszcze o
nim nie wiem, ile kryje tajemnic?" pomyslal. Koszula schla mimo
wszystko nad wyraz dlugo, bo az okolo godziny. W tym czasie zaden z
towarzyszy sie nie odezwal do siebie. Ethril przez caly czas siedzial na
kamieniu i czytal ksiazke zas Greven krzatal sie tu i ?wdzie.
Kiedy mlody skonczyl najwyrazniej czytac rzekl:
- Koszula mi juz wyschla. Mozemy isc.
- Obawialem sie, ze powiesz to dopiero jutro! - odparl ucieszony
starzec. Potem stanal jeszcze raz nad urwiskiem i przygladal sie przez
jakies dziesiec minut widokowi rozposcierajacemu sie u dolu. - Moze
kupie nam jakies wierzchowce, albo nie. Klean ma u mnie dlug i
prowadzi stajnie jakies trzy godziny stad. Wezme od niego dwa najlepsze
ogiery jakie tylko posiada.
- Ale ja nie umiem jezdzic na koniu! - oburzyl sie Ethril.
- Cos takiego! To zwykle parobki umieja, a taki ktos nie? Dobrze, wiec
sie nauczysz. - Wypowiadajac te slowa usiadl na kamieniu, kt?ry
wczesniej zajmowal chlopiec. Siedzial przez jakis czas w skupieniu z
zamknietymi oczyma. Po jakims czasie wstal i szepnal. - Tu erta, lamm. E
mavdi tu ver loka. E hen luna da feeld dreven.
Zn?w usiadl i wyraznie czekal. Minely moze dwie minuty jak z lasu
wyskoczyl wielki jelen. Z poczatku Ethril bal sie go, ale po kilku
stosownych wskaz?wkach Grevena takich jak: "nie b?j sie go, on to
czuje.", "poglaszcz go po nosie, to znak pokoju." czy "nie podchodz od
tylu, on to bierze jako atak" Ethril usiadl na jego grzbiecie. Greven
wypowiedzial kilka magicznych sl?w i jelen zaczal krazyc. Z czasem
zaczal przyspieszac, az osiagnal galop.
Kiedy chlopiec zszedl z jelenia poczynil to co kazal mu Greven. Chwile
musial jeszcze ochlonac. W jego glowie krazyly dwa pytania: "Czemu
wczesniej nie nauczylem sie jezdzic?" i "Czy on jest magiem?". Mial je
zadac, ale jak zwykle odlozyl to na p?zniej.
Po kr?tkich ustaleniach ruszyli w dalsza droge. Tak jak Greven
przypuszczal dotarli do "Dzikich Stajni" w okolo trzy godziny. Staruszek
poznal od razu Kleana i powital go serdecznie. Obaj rozprawiali jeszcze
troche, po czym Greven przedstawil mu Ethrila i zlozyl swa prosbe.
Klean w swietle wygladal na troche mlodszego od Grevena, tyle, ze mial
blad wlosy. Kiedy starzec wyszedl na dw?r wraz z Grevenem, ciagneli za
soba dwa ogiery: czarnego i bialego.
- Ten czarny to Sual, prawdziwy diabel, chyba, ze kogos polubi. Bialy
spokojny niczym woda w jeziorze i nazywa sie Froz. Jak je rozdzielicie to
wasza sprawa.
Ethril patrzyl niepewnie na Suala. W duchu myslal "Tylko nie czarny,
tylko nie czarny!".
- Ja wezme Froza. Sual idzie dla Ethrila. - rzekl Greven.
"Teraz to juz po fakcie, ale czemu tak jest, ze zawsze jak czegos chcesz to
dzieje sie na odwr?t?" myslal zdruzgotany Ethril. Nastepnie wykonal
wszystkie procesy i spr?bowal wsiasc na ogiera. Ten troche sie
zaszamotal, ale zaraz stanal i zaczal skubac trawke.
- Miast m?wic, ze to tch?rz, m?w, ze to bohater. Sam sie czarnego
boisz. Obacz, siadl! - krzyknal zadowolony Klean.
Po splaceniu dlugu wdziecznosci przez hodowce koni obaj odjechali w
dalsza podr?z do Gujenny.
Dzien szybko im minal, zwlaszcza, ze Ethril uczyl sie coraz to nowszych
technik jezdzieckich. Poza tym poznawal lepiej swojego wierzchowca.
Kiedy opanowal jazde bardzo dobrze uczyl sie strzelac z jego grzbietu.
Szlo mu to calkiem niezle. Na dziesiec strzal?w do golebi, trafil siedem.
Pod koniec dnia mieli ujrzec Gujenne i tak tez sie stalo. Miasto zdawalo
rozplywac sie we mgle, kt?ra je otaczala. Z poczatku robilo to dosc
dziwne wrazenie, ale mozna bylo przywyknac. Przez srodek miasta
przeplywala rzeka L?wa. Nie bez powodu nadano jej miano Krwistej, bo
za czas?w Valduna III wiele niewinnych stworzen zginelo w jej pradach.
Rzeka stwarzala wiele udogodnien mieszkancom. Miasto przez to
nabralo wagi i r?znych okreslen. Najczensciej jednak nazywano je
miastem alchemickim, badz szeroko rzecznym.
Ethril i Greven chociaz widzieli juz cel ich dotychczasowej podr?zy
woleli nie ruszac dalej, poniewaz niebo spowila juz ciemnosc. Dotarcie do
miasta zostawili sobie wiec na jutro.
***
Kiedy Ethril spal, Greven w tym samym czasie knul spisek, kt?ry m?gl
odbic sie na pietnie chlopca. "Zaryzykuje!" pomyslal i cicho szepnal
kilka sl?w w mowie Kertl'lanu wykonujac przy tym gesty nad spiacym
mlokosem. Po chwili chlopiec zadygotal i wr?cil do normalnego snu.
ROZDZIAL V
INFORMACJE, DAR ATHRASKA
Wstali bardzo rano. Zaraz po obudzeniu nakarmili i napoili konie, po
czym sami sie pozywili. Mieli szczescie, bo ich zapasy suszonego miesa i
wody nie wyczerpaly sie do konca, dlatego mogli troche zaoszczedzic.
Kiedy dotarli do bram miasta zauwazyli dw?ch straznik?w
kontrolujacych, oraz eskorte w postaci lucznik?w osadzonych na
wiezach.
- Stac!
Na te slowa straznik?w Greven i Ethril staneli jak wryci, aby nie narobic
sobie klopot?w. Wyzszy podszedl do nich po czym rzekl:
- Kim jestescie i skad przybywacie?
- Jestem Rowel, syn Daytra i Melli. To jest m?j syn Qent. Mosci panie
przybywamy z sojuszniczej Nimii. - sklamal jak najlepiej umial Greven.
Jego glos m?wiac te slowa przybral na powadze. Spojrzal jeszcze tylko co
robi straznik. Uswiadomil sobie, ze stalo sie cos zlego, skoro notuja
wszystkich gosci.
- Po co przybywacie, starcze? - spytal srogo straznik.
- Przybywamy w interesach, a zarazem odwiedzic rodzine, panie. -
kolejny raz zelgal jak tylko najlepiej potrafil.
- Przejdzcie. - straznik jeszcze sie cofnal i umownym gestem pokazal,
aby podniesiono brame.
Kiedy przeszli przez brame zobaczyli ludzi dziwnie krzatajacych sie po
miescie. Wyczuwali aure niepokoju otaczajaca to miejsce. Poza tym
miasto bylo dosc duze i posiadalo mury obronne, z kt?rych w kazdym z
czterech kierunk?w wyrastala brama. Oni weszli p?lnocna. Greven
zostawil na chwile samego chlopca, poniewaz musial udac sie do starego
przyjaciela, u kt?rego ma dlug wdziecznosci.
- Czy wszyscy maja u ciebie jakies dlugi?
Na to pytanie starzec tylko sie usmiechnal i pomknal szerokimi ulicami.
Przez jakis czas Ethril siedzial, ale pomyslal, ze moze wykorzystac te
chwile i sprzedac swe ziola. Spytal przechodnia, czy nie wie gdzie jest
jakis targ. Ten mu odpowiedzial, ze owszem jest i to bardzo duzy w
poludniowo- zachodniej czesci miasta. Chlopiec ruszyl zwawym krokiem
i ujrzal targ. Najwiekszy jaki tylko zdolal sobie wyobrazic. Wiedzial, ze
to miasto lezy na najwiekszym szlaku handlowym prowadzacym az do
stolicy krainy- Frilmalihtu, ale nie zdawal sobie sprawy, ze jest tak
bardzo wazne. Po chwili otrzasnal sie i wkroczyl na teren targu. Bez
problemu odnalazl stoiska zielarskie i szybko za rozsadna cene sprzedal
swoje zdobycze. Za wszystkie rosliny otrzymal siedem grelring?w.
Oznaczalo to, ze Greven da mu trzy i p?l grelringa i w calosci bedzie mial
dziesiec i p?l. Za taka cene m?glby wykupic cenne zwoje, ale po
obudzeniu sie nie czul pociagu do czytania, zupelnie jakby ktos go
zaczarowal. Zastanowil sie chwile i wyjal wszystkie tomy, kt?re mial.
Obejrzal je jeszcze raz dokladnie i spostrzegl sie, ze jeszcze nie przeczytal
historii krainy, w kt?rej zyje, czyli Uthlandu. Reszte ksiazek zapakowal
zrecznie w ceris, czyli cos przypominajacego torbe ze sk?ry i ponownie
poszedl na targowisko. Rozejrzal sie i dostrzegl kilka stoisk ze zwojami i
ksiegami. Spytal kazdego handlarza ile dal by mu za przedstawione
dziela po czym wybral starannie najlepsza oferte. Za wszystkie
propozycje dostal dwa grelringi. Na poczatku pomyslal, ze m?glby
oszukac Grevena i wtedy dostalby od niego cztery i p?l grelringa, ale
domyslil sie, ze to bez sensu. Staruszek i tak by sie spostrzegl, ze cos nie
jest tak.
Kiedy Ethril wr?cil na wyznaczone miejsce dlugo nie musial czekac na
Grevena. Zobaczyl go jak ten wychodzil z jakiegos domu wraz z innym
mezczyzna. Po chwili zblizyli sie do niego.
- To jest Athrask. M?j przyjaciel przyjmie nas na kilka dni do siebie. -
oznajmil wyciagajac z kieszeni sakwe. - No dobrze ile ci jestem winien?
- Trzy i p?l grelringa. Dasz mi p?zniej w domu. Sprzedalem moje
ksiazki. - teraz zrozumial, ze o czyms zapomnial. - Przepraszam
najserdeczniej. Ethril. - przedstawil sie kr?tko chlopak. Athrask
wygladal i w rzeczywistosci byl wielkim czlowiekiem. Wyzszy byl od
Ethrila o dwie glowy. Musial miec duzo sily sadzac po jego barach.
Uscisk dloni wprawil Ethrila w niemale zaklopotanie, poniewaz bardzo
bolaly go rece, a nie chcial pokazac, ze jest slaby. Widac bylo, ze duzo
walczyl, bo u boku zwisal mu mlot, a kolo niego ( tak, aby nie
przeszkadzal) sztylet.
- Witam w naszym miescie! - oznajmil z wielkim usmiechem Athrask.
Glos mial bardzo niski, niczym r?g, w kt?ry dopiero co zadeto. - W moim
domu mozecie robic co chcecie. Jesli chcesz dorobic chlopcze, mozesz
pom?c mojemu synowi sprzedawac na targu. Sluzacy tez sa do waszej
dyspozycji.
Po kr?tkiej przemowie powitalnej ruszyli ulica w strone duzego domu.
Dom ze wszystkich stron graniczyl z innymi, r?wnie duzymi domami.
Widocznie Athraskowi wiodlo sie dobrze skoro mieszkal na takiej ulicy.
Od lewej graniczyl ze sklepem platnerskim, zas od prawej z siedziba
ciesli. Kiedy przeszli za dom zauwazyli malutki warzywniak,
najwidoczniej dzielo zony Athraska. W domu bylo r?wnie pieknie.
Sciany zdobione tarczami i wl?czniami. Sluzacy, kt?rego poznali od razu
na progu nazywal sie Puter. Wygladal dosc przecietnie jesli nieliczyc
braku nogi, kt?ra zastepowal drewniany kolek.
Pierwszego dnia pobytu w Gujennie nie dzialo sie zbyt wiele.
Ethril poznawal miasto pod przewodnictwem Athraska, a wieczorem
jego zony Jerny. Nastepnego dnia poznal syna Athraska, z kt?rym
najwyrazniej zakolegowal sie. Ten pokazal mu ukryte zakatki miasta.
Bylo ich kilka, ale najbardziej zainteresowaly go kanaly. Slyszal, ze w
kanalach zbierali sie czlonkowie gildii zlodziei i opracowywali swoje
plany zwiazane z kradziezami. Dzis jednak ich nie spotkali. Pod wiecz?r
w domu odbylo sie przyjecie, kt?rego powodem bylo przybycie Grevena i
Ethrila. Nie moglo odbyc sie wczesniej ze wzgledu na brak browaru,
kt?ry przywieziono dzis. Ethril sporo sie nasluchal, jak Athrask i Greven
walczyli w wielu bitwach razem, ze Greven dwa razy uratowal mu zycie.
Najciekawsze bylo to, ze Athrask wyznal iz jego matka byla
krasnoludzica, a ojcem mieszaniec olbrzyma i czlowieka.
Kiedy wszyscy zasneli, tylko Ethril i Athrask jeszcze popijali ostatnie lyki
z kufli. Po chwili wielkolud rzekl:
- Chodz, musze ci cos pokazac.
- Kiedy znalezli sie w odleglosci stu metr?w od miasta, Athrask zaczal
grzebac w wielkim drzewie. Kiedy nie m?gl nic znalezc nic przez pewien
czas, odpial mlot i huknal w drzewo. Te peklo, ale sie nie przewr?cilo.
Potem walnal jeszcze kilka razy po czym drzewo z zamierzonym
skutkiem obalilo sie. Teraz olbrzym zanurzyl reke w pozostalosci drzewa
i wyjal srebrna szkatulke na kt?rej widnial napis: " Dar dla przyjaciela".
Ruszyli dalej, ciagle nie odzywajac sie do siebie. Athrask powt?rzyl
czynnosci przy drugim drzewie i wyjal malutki zloty kluczyk.
- Czekalem na to trzydziesci lat. Trzydziesci lat czekalem na kogos... -
zawahal sie przez chwile i powiedzial bez przekonania. - kogos takiego
jak ty. To pierscien, kt?ry wykul sam Kroth'os. Z pokolenia na pokolenie
przekazujemy go sobie, ale m?j syn, mimo iz dobry nie zasluguje na ten
pierscien. - Teraz podni?sl pierscien tak, aby zaswiecil w swietle ksiezyca.
- To pierscien Gelidii. Wszystkie elfy go posiadaja, chociaz jest im on
zbedny i nikt nie wie gdzie go trzymaja. Dzieki niemu poznasz mowe
zwierzat i roslin. Nie zgub, ani nie zatrac go. Ufam ci, trzymaj.
- Dzieki, o Wielki Athrasku, synu olbrzyma.
W tym momencie nalozyl Ethrilowi pierscien na reke. Ten poczul dreszcz
na plecach i w jednej chwili jakby odmienila sie jego swiadomosc.
Spojrzal na reke. Pierscienia nie bylo, a jednak czul, ze ma go. Dla
spr?bowania przem?wil do drzewa. Uslyszal tylko jek zawodu, ze
Athrask musial zniszczyc jego rodzenstwo. Po chwili spojrzal na
wielkoluda. Ten stal jakby wmurowany w podloze.
- Co ty...Jak ty to zrobiles i gdzie jest pierscien? - spytal zaskoczony,
ale jednoczesnie troche podenerwowany olbrzym.
- Sam nie wiem. Ale rozumiem mowe roslin i zwierzat. Te drzewo
cierpi, bo zabiles jego rodzenstwo, ale wybacza ci, bo zalujesz.
Do konca drogi Athrask omawial z nim, aby nikomu o tym nie m?wil,
opr?cz Grevena, jesli uzna to za stosowne. Kiedy weszli do domu,
Grevena jak zwykle nie bylo. Na stoliku Ethrila lezala tyko kartka z
napisem "To twoje", a obok niej trzy i p?l grelringa. Teraz chlopiec mial
majatek godny rolnika, kt?remu dobrze sie powodzi, mial dwanascie i
p?l grelringa. Tej nocy mlokos zasnal bardzo szybko, ale to chyba z
wrazenia. Snilo mu sie, ze jest w lesie. Podr?zuje pomiedzy drzewami,
rozumiejac ich pragnienia, zyczenia, rozumie mowe ptak?w i innych
zwierzat. Kiedy doszedl do skraju lasu zobaczyl czarna, okapturzona
postac. Strwozyl sie, choc podszedl do niej. Byla nieco wyzsza od niego.
Po chwili zlapala go za reke i przekazala mysli, nie otwierajac ust. " To
ja. Nie lekaj sie. Jestem Sinking, Pan Czarnej Strony Lasu. Inni
nazywaja mnie Feleen, badz Czarnym Lesniczym. Spotkamy sie,
spotkamy sie...". Jego glos brzmial nad wyraz przekonujaco i lagodnie.
Ethril mu wierzyl.
Nagle jego sen przerwalo glosne walenie zza okna. Wstal i otrzasnal sie.
Najpierw, choc byl niesamowicie ciekawy co to, poszedl do lazni i zazyl
kapieli. Nastepnie zszedl na d?l i zjadl sniadanie, jak zwykle zostawione
przez Marie - zone Athraska. Kiedy juz sie ubral i przypial z boku miecz,
ponownie uslyszal walenie. Tym razem nie wytrzymal i bez slowa ruszyl
ku drzwiom. Po chwili stal na placu boju dw?ch mezczyzn. Jeden z nich
w reku trzymal dlugi miecz dwureczny pasujacy do jego zwalistej
postury, drugi zas dwa kr?tkie mieczyki proporcjonalne do niego.
Obydwaj byli r?wnie waleczni, i kiedy to jeden atakowal, drugi parowal
jego ciosy i szybko wyprowadzal kontratak. Wydawaloby sie, ze walka
moglaby trwac bez konca, kiedy to mniejszy z nich niespodziewanie sie
potknal i upadl na plecy. Olbrzym juz spuszczal miecz w jego kierunku,
lecz nie wszystko poszlo po jego mysli. Maly zrobil unik i wbil mu miecz
w brzuch. Wszystko byloby na porzadku "prawie" dziennym, gdyby nie
to, ze wiekszy w ostatnich chwilach swego zycia rozplatal lotrzyka swym
poteznym mieczem. Po chwili obaj lezeli martwi.
- Co tu sie stalo? Dlaczego oni sie bili? - padaly pytania w tlumie. Nagle
z gestwiny ludzi wyskoczyla mloda dama. Jej piekna nie bylo kresu. Cere
miala sniada, niczym dobrze oszlifowane heleth. W jej pieknej twarzy
tkwily oczy, jakby dwie najpiekniejsze gwiazdy na calym niebie. Wlosy
nie byly zbyt dlugie, bo siegaly jej ledwie bark?w.
- To przeze mnie. Prosze... - m?wila dlawiac sie wlasnym placzem. -
Prosze wybaczcie mi, ale oni pokl?cili sie o mnie. - Wypowiadajac te
jakze kr?tka kwestie rozwiala wszelkie watpliwosci zalewajace umysly
ludzi przygladajacych sie calemu zdarzeniu.
Nagle, prowadzony zauroczeniem Ethril, poszedl w jej slady i stanal kolo
niej. Przygladal sie jaj chwile. W blasku porannego slonca wygladala
jeszcze ladniej.
- To nie twoja wina. Oni mogli dojsc do kompromisu. - powiedzial
oniesmielony mlodzieniec. Po chwili milczenia dodal tak, aby nikt inny,
opr?cz "winnej" jego nieslyszal. - Dzis o p?lnocy pod powalonymi
drzewami. Badz. - sam sobie sie dziwil, bo nie wiedzial na jakiej zasadzie
oznajmia to zuchwale oswiadczenie. Skoro jednak juz to zrobil musial
przyjsc pod drzewa i cos wymyslic.
Reszta dnia nie byla tak interesujaca jak ranek. Przez caly czas mysli
zaprzatala mu raz piekna dziewica, raz to Pan Czarnej Strony Lasu. Tak
zleciala mu wiekszosc czasu. Chyba nikt, opr?cz Grevena nie zauwazyl,
ze Ethril zachowuje sie troche inaczej, pomimo to nawet on nie zwracal
mu uwagi. Po poludniu wyszedl jeszcze na bazar i pomyslal, ze skoro
czyhaja tu takie niebezpieczenstwa, to musi zaopatrzyc sie w lepsza bron.
Przeszukal caly targ i jedyne co mu sie udalo to to, ze sprzedal swa
dotychczasowa bron, czyli luk i miecz. Za wszystko dostal az cztery
grelringi, a ze nie mial co robic, to pom?gl jeszcze synowi Athraska w
handlu. Na koniec dnia jego majatek wynosil dwadziescia grelring?w.
Kiedy spostrzegl sie, ze juz musi isc na spotkanie pieknej dziewczynie, za
ramie zlapal go jakis facet.
- Rowel mniemam? Slyszalem, ze potrzebujesz miecza i luku. Ile masz
pieniedzy? - spytal jegomosc. Wygladal dosc dziwnie jak na tak pospolite
miasto. Byl dosc wysoki, a jego cera przypominala najbielszy snieg, jaki
tylko Ethril m?gl widziec.
- Tak potrzebuje, ale nie sadze, ze ty posiadasz cos, co odpowiadalo by
mnie. Jak cie zwa? - spytal podejrzliwie Ethril. Slyszal tu i ?wdzie, ze po
okolicy kreci sie niejaki Fenop i pr?buje naciagac ludzi na swe tandetne
wyroby.
- Jestem Muerel. Czy skorzystasz z mojej propozycji?
- Owszem.
Po kr?tkiej rozmowie Ethril dowiedzial sie jeszcze, ze Muerel ceni sie
dosc drogo. Za wyposazenie Ethrila mial wziac osiemnascie grelring?w.
Kiedy dotarli na miejsce, czyli do pracowni Muerela (dziwnym trafem
byla oddalona tylko o sto metr?w od miejsca spotkania z dziewczyna)
Ethril oniemial. Juz wiedzial, ze got?w bylby zaplacic za to wszystko caly
sw?j majatek. Na scianie zawieszone byly luki - po trzy z kazdego
rodzaju. Pod lukami staly miecze, a obok nich sztylety i inne akcesoria.
- Sprzedam ci jaki chcesz luk i miecz za dwadziescia grelring?w.
Wiem, m?wilem o osiemnastu, ale wtedy musialbys wziac wyposazenie,
kt?re nie nalezy do mojej perfekcyjnej roboty.
Po tym oswiadczeniu mlody Ethril przygladal sie kazdej broni przez
jakis czas. Dowiedzial sie sporo rzeczy o jego sztyletach i dlugich
mieczach. Podobno byly robione pod okiem laskawych krasnoludzkich
kowali spod Ur'Wrael. Luki ponoc byly rzezbione pod okiem elf?w.
Po chwili zastanawiania sie Ethril wybral sredni luk z lumirii (pieknie
zdobiony, z cieciwa z nici pajak?w z Jaskin Feriet) i miecz zwany przez
Muerela Smoczym Klem. Po zaplacie Muerel rzekl:
- Widze, ze sie spieszysz, wiec bede m?wil kr?tko. Pierwszy raz widze
cos takiego, zeby ktos wybral taka kombinacje broni. Jestes inny niz
wszyscy, a na kogos takiego czekalem. Masz. -wraz z tymi slowami
Muerel wreczyl mu cztery podkowy. Blyszczaly niczym ksiezyc na niebie.
- To podkowy, kt?re wykul dla mnie ojciec. Jesli podkujesz nimi swego
konia, bedziesz m?gl zawsze wiedziec gdzie on jest, a i on bedzie wiedzial
gdzie ty jestes. Nie oddawaj tej roboty byle komu. Idz do Jakoba Wielkiej
Dloni i powiedz mu, ze ja cie
przysylam. On powinien zrobic to dobrze. No, to pedz, bo sie sp?znisz...
Ethril nie zdazyl nawet sie pozegnac i podziekowac. Myslal sobie: " Ci
ludzie sa dziwni. Najpierw ni z tego ni z owego Athrask, potem Muerel,
jeszcze brakuje dziewczyny i bedzie komplet!". Na miejsce um?wionego
spotkania szedl dosc kr?tko, ale w zasadzie byl troche sp?zniony. Po
drodze spytal przelatujacego nietoperza, czy juz ktos na niego czeka. Ten
odpowiedzial mu, ze tak. Ethril przyspieszyl kroku i juz wkr?tce ujrzal
piekna dziewke. Siedziala na przewalonym konarze i rozgladala sie
nerwowo wypatrujac, czy
przypadkiem ktos sie nie zbliza. Chyba go ujrzala, bo ona r?wniez
ruszyla. Po chwili stali kolo siebie.
- Nie kwapiles sie na spotkanie. - jej glos brzmial jak muzyka
wyplywajaca z harfy obslugiwanej przez najzreczniejszego elfa. Slyszal
juz go, lecz teraz nie plakala. - Jestem Glaeria, a ty kimze jestes, bo nie
poznaje twarzy? Skad przybywasz?
- Jestem Row... przepraszam. Jestem Ethril, ale wszyscy, opr?cz
Athraska ,jego rodziny i Muerela znaja mnie pod imieniem Rowel.
Przybywam z okolic Amn'Ro, dokladniej z zachodniej czesci Dzielnicy
Seoreh. - Ethril pierwszy raz w zyciu czul sie tak dziwnie. To byla milosc.
Nie wiedzial tylko, czy z odwzajemnieniem.
- Tam w miescie... Oni sie we mnie zakochali, ale ja ich nie chcialam, i
postanowili rozstrzygnac to po mesku. Dziekuje Ethrilu Odwazny, lecz
czego jeszcze mozesz chciec od biednej, skromnej dziewki? - te slowa
zabrzmialy bardzo sensownie, poniewaz mlodzieniec nie wiedzial sam
czego moze chciec.
- Skromnej - tak, biednej - moze, ale jakze pieknej. Ja sam nie wiem,
ale chyba sie zakochalem, zakochalem w tobie Glaerio. Pierwszy raz w
zyciu, pierwszy i sadze, ze ostatni, dlatego jesli nie masz dla mnie litosci
Pani Gwiazd, to wydaj wyrok swym pieknym glosem, a ja rzuce sie w
otchlan. Powiedz mi czy odwzajemniasz me uczucie? - sam nie wiedzial
co nim kierowalo, bo przez cale zycie byl bardzo niesmialy, zwlaszcza do
kobiet.
- Nawet jesli odwzajemniam to uczucie to nie moge byc z toba.
Zniszcze ci zycie. Jestem biedna, nie posiadam zadnego majatku...
W tej chwili Ethril zlapal ja delikatni za ramie i skierowal sw?j wzrok
prosto w jej oczy. Patrzyli tak dluzsza chwile, kiedy w koncu zblizyli sie
do siebie. Wedlug Ethrila usta jej smakowaly jak najslodszy mi?d, kt?ry
mozna pic cale zycie. Juz wiedzial - to ona, ona bedzie moja zona, z nia
bede mial dzieci, chce z nia byc!
Przez cala noc mlodzienca nie bylo w domu, zajmowal sie innymi
sprawami, chociaz jutrzejszy dzien mial zarezerwowany dla Grevena,
kt?rego od czasu przybycia do Gujenny widywal moze raz na dwa dni.
Greven mial mu przekazac cos waznego.
Noc wydawala mu sie bardzo kr?tka. Przez caly czas snil o Glaerii, ze sa
juz rodzina, ze maja prace, dom i dzieci. Kiedy wstal (choc nie spal zbyt
dlugo, bo wr?cil p?zna noca), czul sie bardzo dobrze, jak mlody b?g.
Usiadl na l?zku i ujrzal Grevena siedzacego obok.
- Witam. - rzekl posepnie starzec. - Szybko sie ubierz i cos zjedz. Potem
zejdz na d?l, mamy sobie duzo do powiedzenia.
Ethril wykonal szybko instrukcje kompana i juz za godzine siedzial i
czekal na niego w pokoju goscinnym. Kiedy sie zjawil wygladal juz
troche lepiej niz rankiem. Zamknal drzwi i usiadl w fotelu naprzeciwko
niego.
Chwile rozmawiali, gl?wnie o tym co spotkalo Ethrila. Opowiadal on o
tym jak zdobywal doswiadczenie w handlu, pomagajac synowi Athraska,
o tym jak dostal pierscien od gospodarza domu. M?wil jeszcze o tym, jak
sprzedal swe bronie i kupil nowe, lepsze. Dodal jeszcze, ze dostal dziwne
podkowy od Muerela.
- Piekna robota, na pewno krasnoludzka stal, ale wykonczone przez
elf?w. - wzial do reki miecz, podziwiajac go. Kolejnym celem byl luk.
Przez chwile rozprawial o tym, jak dobrze i starannie zostal on
wykonany. Potem zobaczyl podkowy. - Bedziesz musial przystosowac sie
do zalecen Muerela. A gdzie jest pierscien?
- Nie wiem, ale potrafie rozmawiac ze zwierzetami i roslinami. Kiedy
go wlozylem, stalo sie cos dziwnego, nawet Athrask nie wiedzial. -
wzial gleboki oddech - A co ciebie spotkalo? - spytal Ethril jakby cos
ukrywajac.
- Nie, kontynuuj. M?w wszystko. Tylko nie owijaj w bawelne. A z tym
pierscieniem, ciekawe...
- Skad ty to wszystko wiesz? - oburzyl sie mlodzieniec. - Juz dobrze.
Spotkalem piekna dziewczyne i chce z nia byc. Zwie sie Glaeria.
Ulozylem nawet o niej piesn. Posluchaj:
Najjasniejsza wsr?d najjasniejszych,
Gwiazdo, co zwa cie Milith,
Twarz twa czysta niczym zloto,
Przewyzsza swym pieknem nawet klejnotom,
A oczy niczym slonca rozzarzone,
Tkwia w twarzyczce mlodej rozjasnione,
Gdy spojrza m?wia ladniej,
Nizli tysiac elf?w najdokladniej,
Wlosy jakby rzeka czarnych wegli,
Dosc kr?tka by m?c przebyc, lecz dosc piekna by m?c przebic,
A sk?ra tak gladziutka jak jedwabie,
Nawet oschlych ludzi do niej zwabi,
Glaeria ma na imie, po prababce,
Pieknosci kresu nie widac najlepszej dziewce,
Glos jej ladniejszy nizli syreny,
Omamic potrafi nawet najwieksze hieny,
I tu kres mej piesni, o Glaerii,
Lecz piekna kresu nie widac tej misterii.
- I co ty na to, ladne? - spytal przejety Ethril.
- Milosc... Az tak potrafi omamic, ze nauczyles sie pisac piesni?
Odpowiadajac na twe pytanie: ladne. Ale teraz ty posluchaj moich
opowiesci. - zaczal Greven.
- Wiec m?w.
- "Ach gdzie czasy starego Draussenu, gdy panowal mosiezny Udel?".
Slowa te ciagle slychac w innych miastach, ale tu - w Gujennie nie.
Dlaczego? Bo nowy wladca jest dobrym znajomym pana tegoz miasta.
Dobrze uslyszales, nowy wladca. Starego i poczciwego Udela zgladzil
Feitrakos, prawnuk tego, kt?ry zapoczatkowal Pierwsza Ere Cienia. Jak
widac nie daleko pada jablko od jabloni. Ale zaczne od poczatku.
Czterdziesci dwa lata temu przyszedl na swiat chlopiec. Byl bardzo silny i
madry dlatego nadano mu imie skladajace sie z dw?ch czlon?w, fei - silny
i trako - madry. Chlopiec rozwijal sie nad wyraz szybko i juz w wieku
dziesieciu lat wyperswadowal na swym ojcu prawde o jego korzeniach.
Dowiedzial sie strasznych rzeczy o jego pradziadzie. Wczesniej nikt
nawet nie wspominal starych czas?w zapoczatkowanych przez tego
czlowieka. Zaslynal on gl?wnie z tego, ze byl bardzo stanowczy i
brutalny. Mlody Feitrakos zamknal sie w sobie i w tym samym roku
uciekl z domu. Kiedy znalezli go mnisi z klasztoru Taikana, Feitrakos
mial juz trzynascie lat. Byl bardzo wyglodzony i slaby, ale wciaz zyl.
Przez nastepne siedem lat mieszkal i uczyl sie u Taikanit?w. Z klasztoru
wyszedl znajac wiele poteznych czar?w, gloszonych jeszcze przez
Pradawnych w Starej Mowie Wysokich Elf?w, potocznie zwanej quelv.
Nastepnie poszedl na szkolenie w sztuce fechtunku u zaprzyjaznionych z
Taikanitami Krzyzowc?w Tive. Uczyl sie kolejne siedem lat i kiedy
wyszedl mial juz dwadziescia siedem lat. W tym roku urodziles sie ty.
Kontynuujac. Wtedy to zaczely sie pierwsze komplikacje, bo Feitrakos
dostal objawienia, podczas trenowania kontaktowania sie z upiorami.
Skontaktowal sie ze swym pradziadem, a ten go opetal. Po owym
opetaniu Ciemny, bo tak go juz wtedy nazywali, zazadal wprost tronu od
kr?la Udela. Znajac naszego bylego wladce, wiadomo bylo, ze tanio sk?ry
nie sprzeda. Jednak mlodzieniec walczyl o swoje i zgromadzil wielkie
armie zlozone z wielu szlam tego swiata. Sa to miedzy innymi Rugowie,
Orkowie, Urkowie, Gobliny, Ciemne Elfy czy inne do tej pory nam nie
znane przeklenstwa Ziemi. I tak, jak juz wczesniej wspomnialem rok
temu Feitrakos pokonal Udela pod Urwiskami Harpii. Armia Kr?lestwa
zostala rozgromiona, a nowy kr?l sam nakarmil harpie resztkami Udela i
tak zakonczyla sie Druga Era Dobra wraz z upadkiem starego kr?la. Ale
tw?j cel jest inny. Musimy wyruszyc i to za dwa dni, wiec zalatw
wszystkie twe sprawy, a jak bedziemy mieli czas to wr?cisz do Glaerii.
Chlopiec chwile sie zastanawial. Nawet mu sie to w glowie nie miescilo, ze
tyle moglo przeleciec mu kolo nosa. Byl troche zly, ze Greven wczesniej
mu tego nie wyjawil. Ale teraz myslal o tym co bedzie ich kolejnym celem
podr?zy. Nagle spytal:
- Wiec gdzie jedziemy? I w og?le dlaczego gdzies jedziemy?
- Gdzie? Dlaczego? - parsknal Greven. - Dowiesz sie w swoim czasie. -
przez chwile sie zastanowil. - Jutro ci powiem, a teraz lec i zalatw
wszystkie swoje sprawy. - ponaglil go starzec. - No juz, zmykaj...
Ethril jeszcze tylko cos zjadl i zastosowal sie do wskaz?wek Grevena, tyle
ze najpierw chcial wszystko uporzadkowac. Musial przyswoic
informacje, kt?rymi zasypal go kompan. W tym celu udal sie na laczke i
tam przez okolo godzine siedzial i rozmyslal w milczeniu. Po tym poszedl
do Jakoba, aby ten podkul mu konia. Jak na podkuwanie nie trwalo to
zbyt dlugo, okolo czterech godzin.
- Jak nazywa sie tw?j rumak? - spytal Wielka Dlon.
- Ammis, Jakobie. - odparl Ethril.
Tym nielicznym dialogiem zakonczyl pobyt u stajennego. Nastepnie
pozegnal sie z rozmaitymi osobami takimi jak Muerel, Reder (syn
Athraska) i cala gromada innych. Ostatnim, i zdecydowanie najbardziej
bolacym celem do pozegnania, byla Glaeria - jego milosc. Spodziewal sie
bardzo trudnej rozmowy, jednak sie przeliczyl. Glaeria zrozumiala i
przyjela jego wiadomosc o wyjezdzie nadzwyczaj wyrozumiale i zgodzila
sie czekac nie wychodzac za maz na jego powr?t.
Caly dzien byl jednym z dluzszych w zyciu Ethrila. Mial jeszcze przed
soba noc, kt?ra watpil, ze przespi. Jednak po dluzszym rozmyslaniu padl
ze zmeczenia.
Nazajutrz wstal dosc wczesnie, i co dziwne widzial pierwszy raz Grevena,
kt?ry spi. Szybko wymknal sie z sypialni i poszedl do lazienki. Nastepnie
dokladnie sie umyl i ogolil (zauwazyl, ze pojawia mu sie maly zarost).
Kiedy wykonal wszystkie te czynnosci cichutko zszedl do jadalni i zjadl
sniadanie. Na dworze czekal na niego Greven ( jak zwykle zaskoczylo go
to) z jego i swoim koniem. Konie zostaly wczesniej wyposazone w juki, a
dzis rano nalezalo tylko odswiezyc zapasy. Dzien byl piekny. Piekny, choc
nie w sam raz na podr?z. Przy takim upale konie szybko sie mecza, a
ludzie tym bardziej. Jednak slowo sie rzeklo, a Ethril i jego kompan mili
wyruszyc za kwadrans. Jeszcze tylko pozegnali sie z gospodarzem domu.
Przez godzine jechali raczej w dobrym tempie, bo mieli nadzieje, ze
slonce troche przygasnie. Nadzieje byly jednak zludne, wiec musieli
zwolnic i zejsc z koni, aby te mialy sily na szybka jazde rankiem, lub
chlodnymi dniami.
Przez pewien czas towarzysze nie odzywali sie do siebie, jakby byli
pograzeni w jakiejs zadumie. Nie trwalo to jednak dlugo.
- Haa. - wrzasnal Ethril. - Przypomnialem sobie. Miales powiedziec
gdzie pojedziemy i obiecywales dodac "jakies wazne szczeg?ly" o mnie.
Pamietasz?
- Nie wrzeszcz tak, bo serce mi wyskoczy. Pamietam. Wiec - zaczal. -
od czego by tu...wiem! Jedziemy teraz do Fal'Veroda. To elfickie miasto i
tylko elfy znaja jego polozenie, podobnie jak innych elfickich miast.
Jedziemy tam, bo musimy, ale to za chwile. Najpierw moze opowiem ci o
Wysokich, o kt?rych kiedys juz wspomnialem...
- Tak, pamietam. Elitarna elficka jednostka bojowa... - wyprzedzil jego
mysli Ethril.
- Daj mi dokonczyc. Ot?z zaczeli oni swa dzialalnosc dawno, bardzo
dawno temu. Zanim inni, zwlaszcza ludzie postawili swoje stopy w
Draussenie. Wysocy byli - sa - potezna armia. Rozpoznawano ich juz w
dziecinstwie. Odznaczali sie wielka madroscia, odwaga i zdolnosciami
innymi niz inni. Walczyc nie musieli umiec, bo elfowie maja to we krwi.
Wsr?d Wysokich istnial oddzial zwany Helven i skladal sie on z dw?ch
ludzi, dw?ch elf?w, dw?ch krasnolud?w. Owy oddzial istnial tylko do
zadan specjalnych. Obecnie posiadamy resztki tego oddzialu, czyli
jednego czlowieka- Avira, dw?ch krasnolud?w- Edena i Hora oraz dw?ch
elf?w- Nariego i Pefana. Majac na mysli resztki mialem na mysli brak
wodza druzyny. Zginal on smiercia tragiczna. Pewnie sie domyslasz kto
to? - spytal szyderczo Greven.
- Udel... - zasyczal mlody Ethril.
- Dobrze, tak to byl Udel. W zwiazku z jego smiercia elfowie zwoluja
narade, kt?ra musi wyznaczyc jego nastepce. Kandydat?w jest siedmiu, a
pomiedzy nimi figurujesz r?wniez ty. Wlasnie odpowiedzialem na twoje
pytanie gdzie jedziemy. Jedziemy na Wielka Rade Siedmiu, kt?ra
odbedzie sie w Lutr, miescie, kt?rego nie dotknie zlo. Droga bedzie dluga,
bo bedziemy jechali, oczywiscie jesli nic nam nie przeszkodzi, jakies trzy
miesiace. Przeprawimy sie przez Kopalnie Gel'Werd i wiele innych
krain. Sam zobaczysz.
W tej chwili chlopak jakby otrzasnal sie z transu i zadal blyskawicznie
pytanie:
- Czy to znaczy, ze jestem Wysokim?
- Taak. Zapomnialem o jednym. Tw?j ojciec byl elfem i niestety nie
cieszyl sie dobra slawa. Jednak ty odziedziczyles po nim same pozytywy.
I ciesz sie z tego. Malo kto moze dostac tak wiele. Z darem elfickosci nie
moze sie r?wnac zaden inny, ani krasnoludzka stal, ani ludzka dobroc
ani tez inne prezenty tego swiata. Doceniaj to i szanuj, bowiem jeden dar
ciagnie za soba szereg innych. Posiadasz magiczna moc, walczysz jak nikt
inny, strzelasz z luku doskonale, czeg?z chciec wiecej? A czy wiesz
dlaczego nie masz pierscienia materialnie? - wskazal na jego palce. - Bo
zlaczyl sie z twa dusza. Kiedy mi opowiedziales ta historie nie mialem
watpliwosci, ze jestes jednym z nas. Tylko my tak potrafimy. Ale nie
wysilaj sie juz, bo szczeg?l?w dowiesz sie od rady.
Tymi slowami zakonczyl nie pierwszy i nie ostatni zaskakujacy dialog dla
"nowo odkrytego" p?lelfa.
Sweet BB spalilo mnie na stosie..

teraz nie mam czasu a? tyle, ale mo?e by? ciekawe wi?c na pewno przeczytam ;p

Sko?czy?am. :]

I wiesz jak ma by? dalej z t?.. no.. ee.. t? na G.. ^_^



Ja jestem dopiero w po?owie , ale jak Thomas napisa? - nie ma klimatu za bardzo :P nie uto?samiam si? z bohaterami , nie czuje tego ?wiata ! trudno mi to opisa? ale mo?e wiesz o co chodzi ;p

i miejscami wyczuwa sie te? b?edy stylistyczne - tak jakby co? w tych zdaniach sie poj... :)

CytatI know what you're thinking. "Did he fire six shots or only five?" Well, to tell you the truth, in all this excitement I kind of lost track myself. But being as this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself one question: Do I feel lucky? Well, do ya, punk?
Harry Callahan